Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/358

Ta strona została przepisana.
— 342 —

grzebie w Chicago. Jestem Maksem Rèal, pierwszym partnerem gry.
— Maks Rèal — powtórzyła pani Katarzyna, tonem jakby pierwszy raz w życiu nazwisko to posłyszała.
To już zniecierpliwiło artystę.
— Więc powiedz mi pan raz przecie: jesteś czy nie jesteś Hermanem Titburym z Chicago?...
— Mój panie, jakim prawem pozwalasz sobie zaczepiać mię w ten sposób — bronił się skąpiec, udając obrażonego.
— Jeżeli powitanie moje nie podoba się panu, mniejsza z tem — odparł Maks Rèal, kładąc kapelusz na głowę. Bo cóż właściwie może mię obchodzić, czy pan chcesz czy nie chcesz być Titburym!... Co do mnie jestem Maksem Rèal, wracam z Kanzas do Wyomingu i mam honor pożegnać pana — dodał pospiesznie, gdy głos dzwonka przypomniał mu, że pociąg do Cheyenne już za chwilę ruszy z miejsca.
Titburowie zaperzeni ze złości chcieli usunąć się coprędzej z przed ócz ciekawie patrzących, gdy podszedł ku nim mężczyzna lat około czterdziestu, z fizyonomią, mogącą obudzić zaufanie nawet najpodejrzliwszych, z ubrania i ruchów skończony gentleman.
— A toż dopiero impertynent z tego pasażera — rzekł z uprzejmym ukłonem — i gdy-