Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/75

Ta strona została przepisana.
— 65 —

Na domiar nieszczęścia, resztki znacznego niegdyś majątku, stracił pan Nałęcz już po osiedleniu się w Chicago, w jakiemś przedsiębiorstwie, do którego go zręczny oszust, jako wspólnika namówił, i gdy go Bóg powołał do siebie, nie miał nawet tej pociechy, by widział los dwóch istot najdroższych mu na świecie, los żony i córki jako tako zapewniony.
Ale młodziuchna jeszcze wówczas Helena, o trzymała od rodziców cenniejsze od największych bogactw dary.
Matka jej, kobieta wielkich cnót i rozumu, umiała zbudzić w duszy swej jedynaczki niezłomny hart woli, obok chrześcijańskiej miłości bliźniego i uległości wyrokom Boga, gdy znów staraniem ojca było zbogacić jej umysł jaknajwyższem wykształceniem, jakiego postępowa Ameryka nie odmawia kobiecie.
Z takiem zasobem sił umysłu i ducha nie ulękła się młoda panna Nałęczówna trudu i pracy, jakie ją czekały — Owszem, ze spokojem i odwagą patrzała w przyszłość, znajdując jeszcze słowa pociechy i uspokojenia dla swej zbolałej matki.
— Niech się mateczka nie frasuje, nie trapi naszą przyszłością — mawiała, okrywając jej ręce pocałunkami — abym tylko z pomocą Bożą i życzliwych ludzi dostała posadę,