Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 029.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wody, bo — jak sam mówił — zimna nie zmyłaby błota. Kiedy się znów ukazał, był daleko ładniejszy, ale taki czerwony, iż przyszło mi na myśl, że jest podobny do raka, który też w gorącej wodzie z czarnego staje się czerwony.
Po herbacie wieczorem siedzieliśmy wszyscy wkoło dużego stołu i dopiero wtedy odczułem najmocniej, jak tu miło i błogo w tym jasnym i ciepłym pokoju, kiedy tuż za oknami mgła, wicher i zimno. Pan Peggotty zapalił fajkę, a ja uczułem się usposobiony do swobodnej rozmowy z tymi dobrymi ludźmi.
— Proszę pana — zacząłem — czy pan dlatego nazwał syna Chamem, że mieszkają państwo w tej arce?
Pan Peggotty poważnie spojrzał na mnie i namyślał się nad czemś głęboko.
— Ja mu nie dawałem żadnego imienia — odezwał się nareszcie.
— Żadnego? A dlaczego nazywa się Chamem?
— Tak nazwał go ojciec, brat mój, Joe.
— Ach! — zdziwiłem się bardzo. — Więc jego ojciec nie żyje?
— Utonął — rzekł pan Peggotty z westchnieniem.
Ogromnie mię zdziwiło to odkrycie. Może tak samo mylę się co do Emilki, więc spytałem niepewnym głosem:
— Ale Emilka przecież pańska córka?
— Nie, Dewi. Tom, mój szwagier, był jej ojcem.
— Był? Więc nie żyje? — szepnąłem z westchnieniem.
— Utonął — odparł rybak.
Zrobiło mi się smutno, ale zapragnąłem wyjaśnić rzecz zupełnie, to też po chwili milczenia odezwałem się znowu.
— Pan wcale nie ma dzieci?
— Nie, Dewi, nie mam żony ani dzieci.
— Nie ma pan żony? — Szeroko otworzyłem oczy i spojrzałem na kobietę w czystym białym fartuchu. — Ja myślałem...