Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiedzieliśmy obydwaj, że to ślady łez wylanych, lecz chociażby zapytał był dwadzieścia razy i dwadzieścia razy uderzył, prędzejby pękło mi serce, niżbym się do nich przyznał.
— Widzę, że na swoje lata masz dosyć rozumu — rzekł z uśmiechem, który mię prawie przeraził. — Wiesz, czego chcę, to dobrze. Umyj się, zejdziemy nadół.
Ruchem ręki i głowy wskazał mi w kącie miednicę. Spełniłem jego rozkaz bez oporu, rozumiejąc, że zabiłby mię chyba na miejscu, gdybym się poważył sprzeciwić.
Kiedy wchodziliśmy do bawialnego pokoju, ręka ojczyma przyciskała mocno moje ramię. Zbliżył się do kominka, gdzie siedziała mama, usiadł obok, swobodnie wziął obie jej ręce i odezwał się do niej poważnie, spokojnie.
— Mam nadzieję, najdroższa Klaro, że nie spotka cię więcej podobna jak dziś nieprzyjemność. Odzyskaj dobry humor i bądź wesoła, jak lubię.
Rozmawiał z mamą, jakby już zapomniał o mnie, mama się uśmiechała i odpowiadała, a tylko czasem, czasem, jakgdyby ukradkiem, rzucała w moją stronę nieśmiałe spojrzenia.
Dlaczegoż dla mnie nie miał nikt dobrego słowa? Przecież jeden serdeczny, szczery uścisk mamy, jakieś wyjaśnienie spokojne, przyjazne, wlałyby znowu ufność w moje biedne serce i może zmieniłyby całe dalsze życie. Lecz widziałem, że mama się boi ojczyma, chociaż jest dla niej dobry, a jeśli ona się go boi, cóż się stanie z nami wszystkimi?
Usiedliśmy do stołu we troje. Nikt na mnie nie zwracał uwagi. Czułem się niepotrzebny i tak skrępowany, że zupełnie nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić. Ojczym mówił o swojej siostrze, która miała dzisiaj przyjechać, mama jakoś nieśmiało wypytywała o nią.
Zacząłem myśleć o tem, jakby się wymknąć z pokoju i pobiec do Peggotty, z którą przecie mogłem być zawsze