Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 055.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pewny, że mu tak mocne piwo nie zaszkodzi. Uspokoił mię, ma sposób uniknięcia niebezpieczeństwa i, dotknąwszy szklanki ustami, przechylił głowę wtył i wypił wszystko prawie jednym haustem.
Z trwogą oczekiwałem, czy po takim czynie nie padnie na podłogę martwy, jak pan Topson, ale jakoś, na szczęście, nic mu się nie stało i nawet wyglądał weselszy.
Po chwili jednak spostrzegłem, że dziwnie spogląda na mój talerz. Zrobiło mi się gorąco.
— Mocne piwo — rzekł, uderzając się palcami w piersi — trzeba koniecznie cokolwiek zjeść zaraz, żeby nie zaszkodziło. Najzdrowsze są kotlety. Czy to nie szczęśliwe zdarzenie, że pan, zdaje się, ma kotlety!
Wziął jeden z nich za kostkę i zjadł go tak prędko, że sobie pomyślałem, iż piwo musi go okropnie palić. Zanim zastanowiłem się nad tem, już drugi kotlet zniknął w jego ustach, z odpowiednią porcją kartofli.
— Teraz mi znacznie lepiej — rzekł z uśmiechem, i zrobiło mi się nadzwyczaj przyjemnie, że dzięki tym paru kotletom został uratowany od śmierci.
Przyniósł mi śpiesznie leguminę z ryżu, lecz odrazu powiedział, że to jest najlepszy środek na szkodliwe działanie piwa. Wziął więc drugi widelec i jedliśmy razem, ale on jadł tak prędko, że nie mogłem się temu nadziwić, i z tego powodu sam niewiele skosztowałem, gdyż zniknęło wszystko.
Korzystając z tak przyjaznego stosunku, spytałem, czy nie mógłbym napisać tu listu do domu. Grzeczny Wiljam przyniósł mi papier, kopertę, bardzo blady atrament w brudnym kałamarzu i ogromnie zepsute pióro. Lecz powiedział, że można niem pisać, bo on sam wczoraj napisał list do matki bardzo pięknemi literami. Zrozumiałem, że nie wypada mi grymasić, i napisałem jakoś do Peggotty, nie tracąc nadziei, że przeczyta wszystko.
Na podwórzu zaczęto zaprzęgać dyliżans, więc zapytałem jeszcze z wielką nieśmiałością, czy mam co zapłacić i wiele.