Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 057.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żenia pakunków i spokojnie czekać, aż ktoś po mnie przyidzie.
Usiadłem i zamyśliłem się głęboko. Uczułem się w tej chwili bardziej opuszczony od Robinsona na bezludnej wyspie. On był dorosły i mógł tam wszystko znaleźć, a ja jestem mały i mam tylko siedem szylingów. Cóż się ze mną stanie, jeśli nikt po mnie nie przyjdzie?
I jak długo pozwolą mi tu czekać?
Może dziś nikt nie przyjdzie i będę musiał kupić sobie coś do zjedzenia, żeby nie umrzeć z głodu? Na ile dni wystarczy mi siedem szylingów?
Czy pozwolą mi zostać na noc i spać na tej ławce? Mógłbym się potem umyć w podwórzu pod pompą i znów trzeba coś wydać na śniadanie.
Ale jeżeli spać mi tutaj nie pozwolą i znajdę się sam w nocy na ciemnej ulicy?
Pociemniało mi w oczach na to przypuszczenie. Nie miałem pojęcia, co zrobić z sobą w takim razie. Bo może pan Murdstone umyślnie tak zrobił, ażeby się mnie pozbyć.
Jeżeli nikt nie przyjdzie i wydam już siedem szylingów, to muszę umrzeć z głodu. Czy tutaj na tej ławce? Pewno nie pozwolą tutaj, bo mieliby potem kłopot z moim pogrzebem.
Może byłoby lepiej powrócić do domu, ale czyż znajdę drogę? czy dojdę? czy trafię? czy wystarczy mi sił i pieniędzy?
A cóż innego mógłbym tutaj zrobić? Do wojska mię nie przyjmą, bo jestem za mały. Najchętniejbym się zgodził za chłopca na okręcie, ale cóż, pewno także mię nie zechcą. Okropna szkoda, że jeszcze jestem taki mały.
Mimo chłodnego ranka było mi gorąco, tysiące myśli krążyło po głowie, niby pędzonych coraz potężniejszym wichrem, najczarniejsze i najsmutniejsze obrazy przesuwały się przed oczami.
Wtem usłyszałem kroki, spojrzałem ku wejściu: we drzwiach ukazał się znów siwy człowiek ze świecącemi gu-