Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 069.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Doskonale! — zawołał Steerforth. — A możeby kupić ciastek za drugiego szylinga na przekąskę?
— Bardzo proszę — pośpieszyłem odpowiedzieć.
— W takim razie radziłbym — zauważył Steerforth — nie pożałować jeszcze na owoce i trochę biskwitów. Pieniędzy wystarczy, a będzie uczta, co się zowie. Jakże myślisz?
— Pan lepiej wie, ja chętnie zgadzam się na wszystko.
Uśmiechałem się, ponieważ Steerforth się uśmiechał, ale było mi trochę głupio, że tak odrazu wydam wszystko na przysmaczki.
— Załatwię to — mówił Steerforth — ponieważ mnie wolno wychodzić na miasto.
Z temi słowy wsypał pieniądze do swojej portmonetki, uderzył mię parę razy po ramieniu i powiedział, że nie potrzebuję niczego się obawiać, gdyż jestem pod jego opieką.
Tym sposobem napozór było wszystko dobrze, w sumieniu jednak nie byłem spokojny: wstydziłem się, że lekkomyślnie zmarnowałem drogi dar mamy, i to mię tylko pocieszało, że schowałem papierek, jej ręką zaadresowany, w którym pieniądze były zawinięte.
Kiedy wieczorem znaleźliśmy się wreszcie w sypialni, Steerforth na mojem łóżku porozkładał paczki z ciastkami, owocami, przysmakami, postawił butelkę wina i położył obok kieliszek bez nóżki, który był jego własnością.
Uczta przedstawiała się bardzo wspaniale, lecz nie mogłem być gospodarzem: czułem, że nie potrafię i nie mam humoru. Więc prosiłem Steerfortha, aby mię zastąpił. Zrobił to bardzo chętnie. Wszyscy chłopcy z naszej sypialni zgrupowali się cicho koło mego łóżka i w milczeniu rozkoszowali się łakociami. Ja tylko jeść nie mogłem, wstyd mi było jakoś, lecz naturalnie nikomu o tem nie mówiłem.
Jak wybornie pamiętam do dnia dzisiejszego ten pierwszy tajemniczy wieczór koleżeński! Chłopcy na naszych łóżkach i między niemi siedzą na podłodze cichutko ciemnemi grupami, blade światło księżyca słabo oświetla sy-