Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 085.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pojechał w sąsiedztwo i mieli wrócić późno, więc byliśmy sami, jak dawniej, jak niegdyś.
Obiad jedliśmy razem wszyscy troje przy kominkowym ogniu. Peggotty postawiła przede mną mój talerz z żołnierzem, który przechowywała troskliwie, żeby się przypadkiem nie stłukł — jadłem swoją łyżką, swoim widelcem i nożem.
Przy stole przypomniałem sobie o Barkisie i zacząłem mówić o jego zleceniu, ale zanim skończyłem, Peggotty zasłoniła twarz fartuchem i tak się zaczęła śmiać, że otworzyłem usta i patrzyłem na nią ze zdziwieniem.
— Co to znaczy, Peggotty? — zapytała mama. — Dlaczego się tak śmiejesz?
Lecz ona przyciskała fartuch obu rękami do twarzy i śmiała się coraz bardziej, ponieważ mama chciała go jej zerwać.
Zaczęliśmy nakoniec śmiać się wszyscy, mamie się udało ściągnąć kawałek fartucha i ukazała się twarz Peggotty jeszcze czerwieńsza niż zwykle.
— Głupi człowiek — powiedziała, śmiejąc się, do mamy — on chce się ze mną ożenić.
— Dobra partja dla ciebie — rzekła po chwili mama.
— Ale ja go nie chcę! — krzyknęła Peggotty. — Nie poszłabym za niego, chociażby był z samego złota. Za nikogo nie pójdę nigdy.
— To mu tak szczerze powiedz — zauważyła mama. — Jakże mogłaś nie odpowiedzieć?
— Alboż mię o to pytał? — oburzyła się Peggotty. — Nigdy w życiu do mnie nie przemówił! Ale niechno spróbuje, to mię popamięta.
Zaśmiała się znowu i zasłoniła fartuchem, a potem jadła prędko, nic nie mówiąc.
Spojrzałem na mamę. Uśmiechała się do Peggotty, ale była bardzo poważna, a oczy miała smutne i jakby niespokojne. Teraz zauważyłem, jak bardzo się zmieniła: twarz