Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 101.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wadziła mię do maleńkiego pokoiku na poddaszu. Stało tu czysto zasłane łóżeczko, a na półce pod ścianą była książka o krokodylach. Peggotty powiedziała, że póki żyć będę, ten pokoik zostanie moim, zawsze znajdę tu swoje łóżko i niczego mi nie zabraknie.
Skończyła się druga przyjemna wycieczka: pan Barkis i Peggotty odwieźli mię do domu i wysadzili przed furtką. Obejrzałem się z westchnieniem na powóz, którym odjeżdżali oboje. Z domu rodzicielskiego nikt nie wyszedł mię powitać i wiedziałem dobrze, że nikt tu na mnie nie czeka.
Zaczęło się teraz dla mnie dziwne życie, jakieś samotne, zaniedbane, puste. Nikt nie zwracał na mnie życzliwej uwagi, nie miałem towarzystwa chłopców w moim wieku, pozostawiony byłem własnym myślom, które dziś jeszcze wyglądają dla mnie niby ciemna i ciężka chmura.
Cóżbym dał za to wówczas, żebym się dostał do szkoły, do jakiejkolwiek szkoły, najsurowszej, byle się uczyć choć trochę. Miałem tak wielkie pragnienie nauki, iż chwilami zdawało mi się, że umrę, jeśli nie zaspokoję tego głodu. Lecz cóż to obchodziło moich opiekunów? Czułem, że im zawadzam, że radziby też byli pozbyć się mnie z domu, a nie mogli znaleźć sposobu. Widziałem, że pan Murdstone wprost znosić mię nie może.
Nikt mię nie bił, nie głodził, a jednak rozumiałem, że mię krzywdzą i że krzywda moja jest gorsza od bicia. Upływały miesiące bezczynnego życia, zupełnego zaniedbania i milczenia, i zdaje mi się, że byłbym zwarjował, gdyby nie mój kącik samotny na górze i ukochane książki.
Tego przynajmniej nikt mi już nie bronił, lecz nie wolno mi było odwiedzać nikogo ani zawiązywać żadnych znajomości. Przypuszczam, iż nie chcieli, żebym opowiadał o sobie. Nie puszczano mię nawet do Barkisów, i choć Peggotty dotrzymała obietnicy i co tydzień widywała się ze mną, zawsze mi zostawiając coś smacznego do zjedzenia na pociechę, u nich byłem zaledwie parę razy w ciągu roku.