Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W domu zastałem chudą i bladą kobietę, otoczoną gromadką dzieci, która powitała mię przyjaźnie. Mój pokoik był na poddaszu, bardzo mały, malowany na biało i niebiesko, z niezbędnemi tylko sprzętami.
Ale czułem się tutaj między dobrymi ludźmi i oddychałem swobodniej.
Byli to rzeczywiście ludzie dobrzy, ale obciążeni długami i w ciągłych kłopotach o pieniądze. Serdecznie ich żałowałem i staliśmy się wkrótce przyjaciółmi. Kiedy nie mieli za co kupić chleba, dzieliłem się z nimi swoją szczupłą pensją i sam nie jadłem obiadu, lecz wiedziałem, że po powrocie do domu spotka mię życzliwe spojrzenie i serdeczne a szczere słowo, że w chwilach odpoczynku jestem tu mile widziany.
Żywiłem się nędznie. Rano kubek mleka z chlebem, kawałek chleba z serem brałem z sobą, a wieczorem bułka i szklanka herbaty. Jeśli mi wystarczało, kupowałem sobie na obiad porcję puddingu, czyli ryżu gotowanego, ale czasem, przechodząc koło straganu z ciastkami, złakomiłem się na ten przysmak i wtedy już nie było za co kupić obiadu, lub musiałem w sobotę żyć o suchym chlebie.
Żałowałem zawsze takiego łakomstwa, bo ciastka były liche, ale miałem przecie dopiero lat dziesięć i jedzenie nietylko stanowiło dla mnie bardzo ważną potrzebę organizmu, ale budziło dziecinne zachcenia.
Pamiętam, że upatrzyłem sobie zczasem dwa sklepy, w których sprzedawano pudding: jeden przy kościele, droższy, tam za dwa pensy dostawałem kawałek dosyć duży wybornego ryżu z powidłami. Cóż, kiedy rzadko mogłem wydać dwa pensy na ten przysmak. W drugim sklepie dostawałem za pensa kawał suchego ryżu z rodzynkami i to właśnie stanowiło najczęściej mój obiad, jeśli na co innego nie wydałem pieniędzy.
Czasem ogarniało mię takie pragnienie prawdziwego obiadu, że przez trzy dni żyłem chlebem, a w niedzielę