Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Chwycił mię za kołnierz i potrząsnął mocno.
Przestraszyłem się wyrazu policja i tłumaczenia, skąd wziąłem pół gwinei, więc zacząłem go prosić.
— To moje. Niech pan puści. Ja nic nie ukradłem.
I wybuchnąłem płaczem.
Wtedy puścił mię szybko i w tej samej chwili prawie zniknął mi z oczu z kuferkiem i pieniędzmi.
Zacząłem biec i krzyczeć z całej siły, lecz odległość pomiędzy nami powiększała się z każdą minutą, wpadłem pomiędzy konie, ktoś mię odepchnął na bok, upadłem, a kiedy się podniosłem, już nie było widać długonogiego chłopaka.
Usiadłem na ziemi i zapłakałem głośno.


IX. BEZDOMNY.

Nie trwało to jednakże długo. Wszystko jedno. Cóż tam było w tym kuferku? Trochę nędzy. Szkoda gwinei, ale — i tak postawię na swojem. Albo odnajdę babkę, albo zginę: nic mi nie pozostało innego.
Wstałem i zacząłem iść przed siebie szybko. Wiedziałem, iż byłem na drodze do Duwru, gdyż w ciągu dni ostatnich zbadałem tę sprawę, ale nie miałem jasnego pojęcia o długości podróży. Szedłem pośpiesznie, póki mi sił nie zabrakło, a wtedy prawie upadłem na ziemię.
Byłem głodny i wyczerpany, w kieszeni miałem tylko dwa półpensy, więc chyba umrę z głodu.
I widziałem się w wyobraźni umarłym, leżącym na drodze pod płotem.
Przeląkłem się tego obrazu i otworzyłem oczy. Nie chcę na drodze umrzeć. Można się przecież ratować.
W ostatnim roku nabyłem dużo doświadczenia i teraz przyszło mi na myśl, że mogę sprzedać kamizelkę, a za te pieniądze może się wyżywię przez drogę.
Zdjąłem ją natychmiast, zwinąłem i, trzymając w ręku,