Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 113.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zacząłem się oglądać, czy nie zobaczę sklepu ze staremi rzeczami. Nie szukałem długo. Na progu lichej nory, zawieszonej używaną garderobą, siedział właściciel i palił fajeczkę.
Zbliżyłem się do niego.
— Może pan kupi moją kamizelkę — rzekłem, podając zawiniątko.
Cofnął się do sklepu, fajkę położył na półce, a ponieważ zmrok już zapadał, zapalił aż dwie świece i zaczął przy ich świetle bardzo uważnie przypatrywać się podanej części garderoby.
— Cóż chcesz za to? — zapytał wreszcie.
— Pan lepiej wie, ile warta — odpowiedziałem skromnie.
— To nie należy do mnie — odparł obojętnie — mów, ile żądasz.
— Osiemnaście pensów — odpowiedziałem po chwili wahania.
Zwinął kamizelkę i podawał mi ją, ruszając ramionami.
— Skrzywdziłbym żonę i dzieci, gdybym zapłacił za to więcej niż dziewięć pensów — zauważył.
Nie mogłem żądać przecie, aby krzywdził żonę i dzieci, więc pośpiesznie zgodziłem się na dziewięć pensów.
Spojrzał na mnie, wyjął z kieszeni pieniądze i podał mi je, mrucząc.
Życzyłem mu dobrej nocy i wyszedłem.
Kupiłem kawałek chleba i puściłem się w dalszą drogę. Przewidywałem, że po kamizelce będę musiał sprzedać i kurtkę, ale tymczasem była jeszcze na mnie, zapiąłem ją starannie na wszystkie guziki i zacząłem rozmyślać o noclegu.
Przedewszystkiem musiał być tani, potem niebardzo daleko, bo już się ściemniło na dobre, a nakoniec marzyłem, żeby się do czegoś przytulić.
Wtem przyszło mi do głowy, żeby dojść do Salem-House, gdzie tuż za płotem stał zawsze stóg siana. Zdawało mi