Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 130.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zupełniej na jego potrzeby. Skoro go poznasz bliżej, sam ocenisz zalety tego dobrego człowieka.
Słowa babki natchnęły mię otuchą. Była dobra, jeżeli podjęła się opieki nad panem Dickiem, czyż nie miałaby litości nade mną, skoro pozna pana Murdstone? Tak, to była pociecha, lecz nie pewność. Z niepokojem czekałem na wieść od ojczyma, tembardziej, iż rozumiałem coraz lepiej, że bez tego miss Betsy na nic się nie zdecyduje. Chodziłem ciągle boso i w tych samych strzępach, w jakich zjawiłem się u niej, tylko wypranych i zreperowanych. Z tego powodu nie mogłem puszczać latawca z panem Dickiem, gdyż w dzień nie wychodziłem wcale z domu i dopiero o zmroku pozwalano mi wyjść do ogrodu.
Nakoniec nadszedł list. Pan Murdstone zapowiadał w nim osobiste stawienie się u babki dla omówienia tej sprawy.
Miał przybyć nazajutrz i od samego rana oboje z babką byliśmy zdenerwowani. Widziałem głęboką zmarszczkę na jej czole i przelotne, szybkie spojrzenia, któremi mię obejmowała.
Właśnie po obiedzie wstaliśmy od stołu, kiedy rozległ się zwykły okrzyk alarmowy: — Osły! — a jednocześnie ujrzałem przez okno miss Murdstone, depczącą z zupełnym spokojem „świętą łączkę“ przed domem.
— Precz! Precz! — wołała babka, grożąc jej pięścią przez okno. — Co za śmiałość deptać po cudzej własności!
Wybiegła w asyście pana Dicka i Żanety, rozpoczęła się zwykła gonitwa. Miss Betsy udało się pochwycić chłopca i nie pożałowała jego uszu. Zjawił się pan Murdstone. Zdążyłem szepnąć babce o jego godności, lecz tylko pogardliwie potrząsnęła głową i po skończonej walce, mijając przybyłych, weszła do pokoju, usiadła na swoim fotelu i zdawała się nie wiedzieć o niczem, póki Żaneta, stanąwszy na progu, nie oznajmiła o przybyciu gości.
— Czy mam odejść? — zapytałem głosem drżącym,
— Nie — odpowiedziała krótko i stanowczo.