Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 133.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Babka siedziała na fotelu wyprostowana, sztywna, z podniesionem czołem i dziwnym uśmiechem na ustach. Gdy pan Murdstone skończył, milczała przez chwilę, a następnie spokojnym ruchem odwróciła się do mnie.
— No, wybieraj, Dawidzie — przemówiła.
— Oh, nie! Oh, nie! — szeptałem suchemi ustami, zaledwie wydobywając głos z gardła. — Wolę zostać. Nie oddawaj mię, babciu, zlituj się! Oni mnie niecierpią. Boję się ich. Nie chcę!
— Panie Dick — rzekła babka — wiesz, jak sąd twój cenię: powiedz, co mam zrobić z tem dzieckiem?
Pan Dick spojrzał po wszystkich, zawahał się i zarumienił, nagle oblicze jego rozpromieniało radością.
— Trzeba zawołać krawca, żeby mu wziął miarę na ubranie — przemówił łagodnie z wyrazem przekonania.
— Daj mi rękę, mój przyjacielu — rzekła babka — twój praktyczny rozsądek jest nieoceniony.
— Żegnam państwa — odwróciła się do gości. — Musiałam się przekonać, czy chłopiec prawdę mówi, i teraz wierzę mu zupełnie. Zamordowaliście jego matkę i prawdopodobnie bylibyście radzi schować go także pod ziemię. Możecie być spokojni: nie zastuka on nigdy do drzwi waszych, jeszcze mi sił wystarczy, żeby zrobić z niego człowieka.
Państwo Murdstone śpiesznie opuszczali pokój, kłaniając się zdaleka, a tak im było pilno, że potrącili się we drzwiach.
Babka nacisnęła dzwonek.
— Otwórz okno, Żaneto, trzeba wywietrzyć mieszkanie — odezwała się do służącej.
Teraz już ośmieliłem się wyjść z kąta i w uniesieniu radości zarzuciłem jej ręce na szyję i całowałem ją ze łzami w oczach. Potem zwróciłem się do pana Dicka, który ściskał mi ręce i wybuchał śmiechem.
— Panie Dicku — rzekła miss Betsy, patrząc na to — uważaj się od dzisiaj za opiekuna Dawida.
Pan Dick zacierał ręce z wielkiego zadowolenia.