Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 152.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niepodobna do nikogo. Jesteś uosobieniem dobroci i rozsądku. Ty masz zawsze słuszność. Ty jesteś dla każdego słońcem i pogodą.
— Wszyscy mię psujecie — odpowiedziała Ania — bo mię prawdziwie kochacie, ale ty mówisz w tej chwili, jakgdybym była starszą panną Larkins.
Zaczerwieniłem się na to wspomnienie, na Anię jednak gniewać się nie można: rozbroi jednem spojrzeniem, uśmiechem.
— Nadużyłaś w tej chwili mego zaufania — rzekłem do niej z wyrzutem — mimo to bądź pewna, że jeśli zakocham się znowu, będziesz, jak zawsze, moją powiernicą.
Żartowaliśmy jeszcze, lecz zauważyłem, że Ania posmutniała, spoważniała i, zmieniając przedmiot rozmowy, zaczęła po chwili jakby z pewnym lękiem.
— Chciałam cię o coś spytać, bo nieprędko może zobaczę cię znowu... Czy nie spostrzegłeś w ojcu jakiej zmiany?
Spostrzegłem ją oddawna, choć nie śmiałem mówić. Spojrzałem na Anię, spuściła powieki, łzy drżały jej na rzęsach.
— Powiedz szczerze — prosiła. — Jestem niespokojna i... nie mogę zrozumieć.
— Pozwalasz mi mówić zupełnie otwarcie?
— Nie może być inaczej.
— Mojem zdaniem, ojciec bardzo sobie szkodzi, używając codziennie wina po obiedzie. — Dawniej mu to nie szkodziło, ale teraz bywa zdenerwowany i... i... zdaje mi się...
— Nic ci się nie zdaje — rzekła smutnie Ania. — Ręce mu drżą, myśli i słowa się plączą, a kiedy jest najgorzej, wchodzi Urja i zabiera go prawie gwałtem do jakiegoś interesanta.
— To samo byłbym ci nieraz powiedział. Ojciec nie powinien widywać się z ludźmi, kiedy... nie jest usposobiony do tego. Zresztą sam to odczuwa. Widziałem go kiedyś