Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 161.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Opowiadał, że się trochę zabawiał z kolegami, i podziwiał mój kawalerski apartament, po którym oprowadzałem go z dumą.
Chciałem kazać podać śniadanie, ale nie zgodził się na to, wpadł na chwilę, ponieważ miał randkę z kolegami, obiecał z nimi obiadować. Jutro wyjeżdża, ten dzień przeznaczony jest dla nich.
— Więc przyjdź na obiad z nimi! — zawołałem. — Mogę was przecież przyjąć. Czy sądzisz, że nie będą chcieli?
— Dlaczegożby nie chcieli, ale poco robić ci kłopot? Chodź lepiej ze mną i będziemy razem.
Nie chciałem o tem słyszeć. Jakaż wartość mego mieszkania, gdybym nie mógł przyjąć w niem gości? Zapałałem nadzwyczajną gościnnością i zobowiązałem Steerfortha, że przyjdą na obiad o szóstej.
Zaledwo się oddalił, zadzwoniłem na gospodynię i przedstawiłem pani Crupp swój projekt. Zgodziła się, przez wrodzoną jej dobroć serca, zająć się przyjęciem, lecz stawiała pewne warunki. Musiałem nająć kogoś do posługi (poleciła mi nawet bardzo zręcznego chłopca), potrzebna była dziewczyna do zmywania talerzy (mogła też dostarczyć). Co do samego obiadu, na małej kuchence gotowa była usmażyć kotlety i ugotować do tego kartofle, resztę dań należało obstalować w restauracji. A więc majonez, ryby, drób pieczony, ciastka, owoce, wino, kilka gatunków sera, papierosy.
Jej rady trafiły mi do przekonania i pobiegłem na miasto, aby zająć się tem wszystkiem. Nakupiłem przysmaków na dwanaście osób i zdziwiłem się mocno, ujrzawszy to wszystko na stole. Ilość wina — pomimo braku dwóch butelek, które się gdzieś podziały — była także pokaźna.
Steerforth z kolegami stawił się punktualnie, i prosiłem go zaraz, aby był gospodarzem, gdyż ma większą wprawę w tej roli ode mnie.
Wszystko było wyborne, uprzejmość Steerfortha podnie-