Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 162.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cała ochotę i wesołość, wznosiliśmy toasty bezustannie, gdyż wino nadzwyczajnie smakowało wszystkim. Mnie z początku niepokoiło ciągłe kręcenie się chłopca, który wybiegał wciąż do przedpokoju i zaraz potem widziałem na szybie drzwi szklanych cień jego z butelką w ustach. Wkrótce zaczął mu akompanjować coraz częściej brzęk tłuczonych talerzy, co świadczyło o gorliwości pomywaczki, umieszczonej w spiżarni.
Lecz drobne te niepowodzenia nie mogły mi popsuć humoru i zaprzestałem nawet zwracać na nie uwagę. Zrobiło mi się wesoło jak nigdy, śmiałem się bezustannie ze wszystkiego. Wszyscy byli dowcipni i weseli, wszystko nas bawiło i wszystko śmieszyło, każdy mówił i śmiał się, nie czekając odpowiedzi, grzmiały głośno toasty i wiwaty, ktoś zaczął śpiewać, i śpiewaliśmy wszyscy, miałem ochotę płakać z rozrzewnienia, tak kochałem Steerfortha i jego kolegów, zaczęliśmy palić!
Steerforth wygłosił mowę na moją cześć, potem padłem mu w objęcia. Ściskaliśmy się wszyscy. Prosiłem, żeby przyszli i jutro na obiad, żeby przychodzili codzień.
Ktoś otworzył okno i położył czoło na kamiennym, chłodnym parapecie, mówiono, że to ja. Sam mówiłem do siebie: Copperfieldzie. Ktoś przyglądał się w lustrze i spostrzegłem, że to ja także. Ktoś leżał na łóżku i myślę, że to również był Trotwood-Copperfield.
— Chodźmy do teatru — odezwał się któryś i byliśmy zachwyceni tym pomysłem.
Zaraz zgasiłem światło, żeby nie zostawić ognia, ale potem nie mogliśmy trafić do drzwi. Wreszcie spostrzegłem schody, schodziliśmy nadół, ktoś się potknął i zsunął wśród krzyku i śmiechu. Zawołano: Copperfield! Ale się oburzyłem, chociaż byłem zdziwiony, że leżałem na podłodze i coś jakby mię bolało.
Noc była mglista, dokoła latarni jaśniały blade aureole. Wstrząsnąłem się, przejęty chłodem. Steerforth powiedział,