Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 170.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

A on wciąż patrzył na mnie, jakby mię nie widział, i mówił słodkim, uniżonym głosem.
— Nierozważne postępowanie, tak: należy przypuszczać nierozwagę, nie chcę powiedzieć bezmyślność. Bo rozmyślność nie, znamy przecież pana Wickfielda, najszlachetniejszy człowiek! Byłem nędznem narzędziem w jego ręku. Cóż ja, pokorny nędzarz? Jego wiedza i jego wola, a moje tylko posłuszeństwo. Ja nie śmiem mówić o tem nawet z panem i zaledwie dotykam tej materji, ale... byłoby już po wszystkiem: majątek, stanowisko, imię... Okropna ruina. Nie umiem nawet osądzić, czy pan Wickfield sam jasno zdaje sobie sprawę... ciemny jestem i nędzny wobec niego.
Serce uderzało mi mocno, nierówno, nie mogłem prawie mówić.
— Może kawy? — spytałem wreszcie, wspomniawszy prośbę Ani.
— O, jaki pan łaskawy! Czyż mogłem przypuszczać niegdyś, że taki zaszczyt... Ale pozostanę zawsze pokorny i matka moja jest bardzo pokorna, czujemy swoją nicość, nędzni ludzie, w naszym lichym i nędznym domku... jednak, ach, panie Trotwood, zgodzisz się pan na to, że panna Ania jest prześliczna!
Zsunąłem brwi mimowolnie. Co on jeszcze odważy się powiedzieć?
— Miss Ania jest istotą wyższą — zauważyłem stanowczo.
— O, dziękuję panu, panie Copperfield, za te słowa! — wołał, wyjmując chustkę i wycierając swoje zawsze wilgotne dłonie.
— Niema za co — odparłem chłodno.
— O, panie Trotwood — odparł — jestem pokorny człowiek, jestem lichy, nic nie znaczący, wiem o tem, lecz w mej uczciwej choć pokornej piersi obraz miss Ani płonie niby ogień święty. Ten czysty płomień podnosi mię ku niej, budzi zuchwałe myśli i nadzieje, moje pokorne serce jest świątynią, w której ośmielam się czcić ją i kochać.