Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 175.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— W Canterbury — podpowiedziałem.
— Tak, w Canterbury — westchnął — przypominam sobie: jedna ze stacyj zwodniczej nadziei. Ale pozwól, że uprzedzę zaraz żonę, jakie ją czeka spotkanie.
Wkrótce ukazała się pani Micawber, zawsze blada, mizerna i bardzo wzruszona, ściskali mię za ręce, zapraszali na obiad. Wymówiłem się łatwo, zapraszając ich wzamian do siebie wraz z Traddlesem w niedzielę. Przyjęli bardzo chętnie zaproszenie i, nim odszedłem, usłyszałem jeszcze, że p. Micawber stale poszukuje miejsca, odpowiadającego niepospolitym jego zdolnościom, że ludzie zaślepieni nie umieją go ocenić, że ich długi gnębią jak zawsze, że rodzina niechętnie i niedostatecznie popiera ich w tej ciężkiej walce, a nadzieja lepszego jutra, choć co chwila nową zapala jutrzenkę, zawsze przedwcześnie gaśnie i rani zawodem ich serca.
Zauważyłem teraz, że państwo Micawber wyrażają się stylem bardzo patetycznym, pełnym kwiecistych przenośni i zwrotów. Chwilami wydawali mi się wprost dziecinni, „stare dzieci“, pomimo to byli dla mnie sympatyczni, gdyż zostawili dobre wspomnienie przeszłości, a przytem w ciężkiem życiu nie tracili odwagi i kochali się szczerze.
Z prawdziwą przyjemnością myślałem o niedzieli i zaproszonych gościach. Chciałem przyjąć ich najserdeczniej, lecz nauczony smutnem doświadczeniem, prosiłem gospodyni tylko o usmażenie kotletów i kartofli, a sam kupiłem szynkę, rybę, ser, owoce, trochę ciastek, butelkę wina i byłem spokojny, że moje dobre chęci zostaną ocenione.
Wprawdzie w ostatniej chwili gospodyni dla nieznanych przyczyn zgrymasiła i przysłała na górę kotlety surowe, szynka była trochę słona, ryba cokolwiek sucha, ale pani Micawber nie pozwoliła mi rozpaczać. Ze zręcznością i wprawą zajęła się moją maszynką, usmażyła kotlety, przyprawiła rybę, wszystko było wyborne, smakowało nam wyśmienicie i jedliśmy z prawdziwym apetytem. Wino nie zaszkodziło