Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 195.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzeliśmy na siebie z panem Dickiem i żaden z nas nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
— To byłoby możliwe — zacząłem po chwili — gdyby nie Karol I...
I w krótkich słowach dałem poznać Traddlesowi, na czem polega trudność.
— Możnaby jednak spróbować — rzekł Traddles. — Co innego pamiętniki, co innego kopje. Możeby się dało rozdzielić te dwie rzeczy.
Posadził pana Dicka przed stolikiem i dał mu do przepisania jakiś papier, objaśniając, że kopja ma być pod każdym względem podobna do wzoru. Próba wypadła dobrze. Obiecał więc dostarczać mu stale roboty, o ile będzie ją spełniał tak sumiennie.
Było to wielkiem szczęściem i ulgą dla babki, że pan Dick otrzymał stałe zajęcie, które przynosiło mu dochód. Naturalnie, że pracował pod jej okiem. Na jednym stoliku pod oknem miał przepisywanie, które wykonywał z największem staraniem, a na drugim leżały pamiętniki. Ile razy jego uwaga odrywała się od roboty pod wpływem Karola I, porzucał tamto i zabierał się do pisania pamiętników. Z początku on i babka mieli z tem trochę kłopotu, ale szło coraz lepiej, a w sobotę otrzymał zarobione przeszło dziesięć szylingów.
Niepodobna opisać radości i dumy, jaką go napełniły te pieniądze. Układał je w portmonetce, zmieniał w różnych sklepach i bawił się niemi całą niedzielę jak dziecko. A w poniedziałek złożył je u babki dla większego bezpieczeństwa.
Poczciwy Traddles szczerze był zadowolony z tego obrotu sprawy, a jeszcze więcej, jak mi się zwierzył poufnie, z posady, jaką wreszcie znalazł pan Micawber.
— Dobrzy ludzie — bronił ich — ale ciągła bieda. Wiem, że mi zwrócą kiedyś, tymczasem jednakże trudno mi było czasem, bo... bo... to nie zbliża terminu mojego małżeństwa.