Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 214.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i z dumą wprowadziłem śliczną młodą żonę do naszego mieszkania.
Żadne przykre wrażenie nie zaćmiło szczęścia naszej weselnej uczty, do której zasiedliśmy przy otwartych oknach, w radosnym blasku słonecznych promieni.
Wieczorem odprowadziliśmy oboje Anię do dyliżansu. Chciałem nieść Gipa, ale Dorze się zdawało, że on będzie nieszczęśliwy, bo sobie pomyśli, że jest niewdzięczna i nie dba o niego, ponieważ wyszła zamąż. I tak się rozczuliła tem nieszczęściem Gipa, że zaczęła naprawdę płakać.
Więc oddałem jej ulubieńca.
Konie ruszyły, Ania skinęła nam chustką, nawzajem przesłaliśmy jej życzliwe znaki, i zostaliśmy sami, małżonkowie, powracający do własnego domu!
Jak sen minęły pierwsze chwile szczęścia. Bawiliśmy się niby dwoje dzieci, które uciekły od ludzi do raju, gdzie niema pracy, ani mierzonego czasu, ani godzin obowiązkowych, a może nawet niema dnia i nocy.
Jedliśmy, gdy podano, gdy byliśmy głodni, nie troszczyliśmy się o nic zupełnie, byle być razem, śmiać się, bawić i żartować.
Na nieszczęście, nie mogło to trwać ciągle, trzeba było „pracować na kawałek chleba“, choć Dora znieść nie mogła tego wyrażenia, trzeba było nakręcić zegar i uważać na przesuwające się godziny, trzeba było jeść obiad we właściwej porze, wiedzieć, gdzie co leży i gdzie czego szukać, mieć przy sobie kawałek miejsca do pisania, parę krzesełek wolnych, słowem z chaosu marzeń, choćby stopniowo, przejść w krainę rzeczywistości.
A tu czekały nas ostre ciernie. Najpierw służąca, która nic nas nie słuchała, a my obawialiśmy się jej szczerze, gdyż jednem słowem umiała poskromić naszą chęć rozkazywania i oporu. A przecież to jej wina, że wszystko ginęło z pod ręki: kapelusze, trzewiki, książki i bielizna, wszystko gdzieś się zapodziewało w miejscu tak nieprze-