Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 215.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

widzianem, że byłoby to śmieszne, gdyby nie sprawiało nieraz dużo kłopotu.
W niedzielę sam zabrałem się już do porządku. Sprzątnąłem z mego biurka kieliszki, oliwę, pieprz, solniczkę i chciałem schować do kredensu. Ale w kredensie złożono bieliznę, nawet już używaną, a gdy ją wyjąłem, znalazł się szczęśliwie trochę pognieciony śliczny kapelusik Dory i zgubiony trzewik.
Nad wieczorem zdawało nam się, że już teraz wszystko leży na swojem miejscu i można zacząć życie naprawdę porządne, ale wkrótce powtórzyło się to samo.
Delikatnie ośmieliłem się zapytać Dory, czy sama nie uważa, że musimy zmienić służącą, bo przecież gdyby u nas mieszkała Peggotty, byłoby wszystko dobrze.
Biedna Dora płakała, złożywszy mi głowę na piersi, ale dziwnie wstydziła się Peggotty, a może też nie chciała pozbawiać miss Betsy jej opieki, dość że postanowiła powierzyć tę sprawę swej ciotce.
Zmieniła się służąca, lecz to niewiele pomogło. Wydatki były wielkie, a dochody małe, gdyż wszystko przeszkadzało mi pracować. Dora zdawała sobie z tego sprawę, była przerażona trudnościami życia, martwiła się, że jest złą żoną, i choć ją pocieszałem, jak mogłem, rozchorowała się naprawdę.
Teraz już bez pytania wezwałem Peggotty, a miss Betsy sprowadziła się też na czas jakiś, gdyż stan Dory wymagał troskliwej opieki i trzeba było czuwać przy niej ciągle.
Przez czas choroby przywiązała się bardzo do babki i już sama prosiła, abyśmy zamieszkali razem.
Tak było nam najlepiej. Peggotty wzięła w swoje ręce gospodarstwo, miss Betsy pielęgnowała delikatny, wątły „kwiatuszek“, ja mogłem znów pracować, a gdy byłem wolny, nic nie psuło nam godzin szczęścia.
Czasem jednakże śliczna, jasna twarzyczka Dory powlekała się cieniem smutku. To mię przerażało.