Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/171

Ta strona została przepisana.

— Widzisz, moje dziecko... hm... trzeba korzystać z rad waszej opiekunki. Mówisz, że potrzebujesz trochę czasu. Na co?
— Żeby przywyknąć do nowego życia — odpowiedziała cicho po chwili milczenia.
— Dziwne żądanie, Emi — mówił ojciec — Fanny dała dowód, że nie jest to trudne, jeżeli będziesz chciała. Byłaś zawsze mojem ulubionem dzieckiem. Dlaczego dzisiaj stajesz się moją zgryzotą?
— Ojcze! papo! ja się poprawię — błagała, podnosząc na niego serdeczne spojrzenie. — Postaram się zastosować do twojej woli.
— W takim razie — zauważyła pani General — przypominam, że zwracałam nieraz uwagę, iż nie należy patrzeć tak na przechodzących. Miss dobrze wychowana nie widzi ludzi nieznajomych.
Wstała majestatycznie, ukłoniła się i wyszła, pozostawiając ojcu dalszy ciąg rozmowy.
Na twarzy Emi odbiło się żywe wzruszenie. Tak dawno nie widziała się z ojcem sam na sam, tak dawno nie rozmawiała z nim, jak niegdyś — gdyby teraz przytulić się do jego piersi...
Ale jedno spojrzenie na twarz ojca wystarczyło, aby ją onieśmielić. To byłoby dla niego przypomnieniem przeszłości, o której chciał zapomnieć wszelkiemi siłami. Ona go rozumiała. Kilka miesięcy swobody nie zdołało rozproszyć posępnego cienia, który prawie ćwierć wieku utrwalały posępne mury. Choć jej nie mówił o tem, ona rozumiała. W niej drażniło go dzisiaj to, że zapomnieć nie mogła. A więc była złą córką — teraz to pojęła. Poznała swój obowiązek względem ojca i postanowiła spełnić go jak zawsze: gorliwie, szczerze, z zaparciem się siebie.
— Przebacz, ojcze — prosiła — jestem winna.
— Tak — potwierdził, nie patrząc na nią — jesteś winna. Jest okres w mojem życiu... długi okres... który pragnę... muszę wygładzić z pamięci... A ty jedna, ty jedna stoisz przede mną ciągle... niby to przypomnienie...