Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

rzeniem, zwrócił na drzwi uwagę obu mężczyzn. Przez uchyloną szparę ujrzeli panią Flintwinch ze świecą w ręku.
— Któż tam tak późno? A to pan, Arturze. Pan tak mocno nigdy nie stuka? O Boże! — zawołała, spostrzegając nagle drugiego. — On znowu!
— Tak, tak, najukochańsza pani Flintwinch, on sam i nikt inny! Otwórz drzwi z łaski swojej i pozwól mi uściskać przyjaciela mego, Flintwincha.
— Niema go w domu — broniła się Efri.
— To go sprowadź, zawołaj, jak tam chcesz, moja najdroższa! Powiedz mu, że go czeka najlepszy przyjaciel, Blandois, który tylko co przybył do Anglji. No, dalej, stara, żywo! Ja tymczasem pójdę na górę złożyć moje uszanowanie. Otwierajże do licha! Lady żyje? zdrowa?
Ku zdumieniu Artura Efri zdjęła łańcuch i nieznajomy wszedł bez ceremonji, zostawiając za sobą Artura.
— Teraz idź, powiedz lady, że tu jestem, i biegaj po Flintwincha — rozkazywał obcy, zdejmując płaszcz i głośno stąpając po kamiennej posadzce.
— Kto to jest, Efri? — odezwał się surowo Artur, ruchem głowy wskazując przybyłego.
— Kto to jest, Efri? — powtórzył cudzoziemiec, ruchem głowy przez ramię wskazując Artura.
W tej chwili z góry dał się słyszeć donośny głos pani Clennam.
— Efri! Niech tu wejdą obaj. Arturze, chodź natychmiast!
— Artur? — powtórzył obcy. — Syn lady z góry? Moje uszanowanie.
I zdejmując kapelusz, schylił się w niskim ukłonie.
Artur skierował się prosto na schody, jakby nie zauważył tego powitania. Blandois szedł tuż za nim. Efri pobiegła po męża.
Pani Clennam sztywno skinęła głową wchodzącym, lecz choć Artur nie był obecny przy pierwszem spotkaniu z Blandois i tem samem nie mógł ocenić różnicy w zachowaniu się