Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

twój ojciec młodziej wygląda ode mnie. On nie poddał się nigdy troskom. A... jesteś!
Ujrzał brata i podniósł się na powitanie. Emi uszczęśliwiona przytuliła się do ojca, w którym walczyła radość, rozrzewnienie i coś w rodzaju nieśmiałej zazdrości, z której nie umiał sobie zdać wyraźnie sprawy.
— Nie liczyliśmy już dziś na twój powrót — mówił Fryderyk — podróż nocą męczy.
— Czuję się zdrów i silny — odparł Wiljam Dorrit. — Dziękuję ci, Emi, sam sobie poradzę. Każ tylko podać wina, trochę ciasta.
— Kolacja będzie w tej chwili, ojczulku, już dzwoniłam i podadzą nam natychmiast — mówiła, nie spuszczając z niego oczu, gdyż wydał jej się zmęczony, mizerny, jakgdyby postarzały.
— I cóż tak patrzysz na mnie? — spytał niezadowolony. — Cóż takiego we mnie spostrzegłaś?
— Dawno nie widziałam cię, ojcze, nic więcej.
— Może ci się wydaje, że nie jestem zdrów zupełnie?
— Myślę tylko, że ojciec musi być zmęczony.
— Ani trochę. Czuję się zdrowszym i silniejszym, niż przed wyjazdem do Anglji.
Usiadł pomiędzy nimi przed kominkiem i na chwilę się zdrzemnął. Ale trwało to kilka minut. Nagle otworzył oczy, zwrócił się do brata i rzekł stanowczym tonem.
— Kochany Fryderyku, radzę ci, idź się położyć.
— Wolałbym zostać z wami przy kolacji.
— A ja cię bardzo proszę, abyś się położył. Musisz być niezdrów dzisiaj.
Widząc go rozdrażnionym, Fryderyk wstał z krzesła i powiedział bratu dobranoc.
Po jego odejściu Wiljam zasnął znowu. Córka czuwała nad nim, aby nie spadł z krzesła. Po chwili się przebudził.
— Czy stryj nie chorował w czasie mojej nieobecności? — zapytał.