i duszny, brak powietrza. Fanny, leżąc na sofie, zasypywała męża wyrzutami za upał, nudy, źle zastosowane wyrazy, Edmund znosił zły humor małżonki cierpliwie, posłusznie wypełniając drobne jej rozkazy.
— Otwórz balkon... usiądź, nie kręć się po pokoju... podnieś żaluzje... podaj mi wachlarz... nie ruszaj się z miejsca.
Rozmawiali o Emi i Edwardzie, którzy lada dzień mogli zjawić się w Londynie. Emi byłaby przyjechała wcześniej, ale musiała czekać na Edwarda, który kończył jakąś kurację na Sycylji. W każdym razie jej pokój był przygotowany i Edmund szczerze jak dziecko cieszył się nadzieją jej obecności w domu.
Fanny jednakże wyraziła zdanie, że dla Emi muszą koniecznie stworzyć kółko towarzyskie, nie czekając końca żałoby, gdyż inaczej piękne przymioty jej siostry nigdy się nie rozwiną na właściwem polu.
W tej chwili na dole ktoś zastukał do drzwi. Uderzenie było tak silne i dziwne, że Fanny drgnęła, Edmund zaś bez rozkazu poskoczył na balkon, aby spojrzeć z góry, co za gość w taki sposób bytność swoją zapowiada.
— Zdaje mi się, że ojczym — rzekł, składając raport.
Rzeczywiście po chwili pan Merdle wszedł do pokoju.
— Światła! — zawołała Fanny, usprawiedliwiając się jednocześnie przed gościem, że przyjmuje go po ciemku.
— Dla mnie dość jasno — odpowiedział bankier.
Wniesiono jednak światło, pasierb przysunął mu fotel.
— Chciałem was odwiedzić, przechodząc — rzekł Merdle. — Wyszedłem na przechadzkę... tyle pracy...
— Ojciec był u kogoś na obiedzie? — spytał Edmund, widząc ojczyma we fraku.
— Nie... zdaje się... nie byłem nigdzie na obiedzie... matka pojechała sama... wolałem się przejść...
— Jeśli ojciec nie jadł obiadu — zauważyła Fanny — to może podać szklankę kawy lub herbaty?
— Nie... nie... coś jadłem... tak... wstąpiłem do klubu na kieliszek wina — mówił, jakgdyby przypominał sobie te szczegóły.
Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/219
Ta strona została przepisana.