Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/230

Ta strona została przepisana.

— Jestem szlachcicem, mój panie, i basta. Zawsze nim pozostanę, bez względu na grubjaństwa ludzkie. A teraz do stu katów, jeśli chcesz wiedzieć prawdę, postaw butelkę wina. Inaczej nie usłyszysz ani słowa.
Artur ze wzgardą rzucił pieniądz na stół i spojrzał na Cavaletto, lecz ten potrząsnął głową, widać było, że nie odstąpi zwierzyny, którą z takim trudem wytropił. Więc Pancks zbiegł ze schodów, aby spełnić polecenie.
Dzięki miejscowej kawiarni butelka szybko znalazła się na stole.
— Ha, ha, ha! — śmiał się Blandois — dużą szklankę! Szlachcic rodzi się na to, aby mu usługiwano — i przesunął po wąsach białą ręką. — Otwartość była zawsze cechą mego charakteru — zaczął, napełniając drugą szklankę. — Dlaczego nie mam mówić? Użyłem podstępu? Prawda, dobry sposób, choć popsułeś go nieco, mój ciekawy panie. O co chodzi? Mam piękny towar do sprzedania, cenny, ciekawy towar. Powiedziałem o nim pańskiej szanownej mamie i nałożyłem cenę. Ale szanowna mama była w targu trochę uparta, słowem, poróżniliśmy się. Więc dla rozmaitości postanowiłem... zniknąć. Zabawna myśl, nieprawdaż? Musieli się cieszyć i szanowna mama, i mój stary przyjaciel, Flintwinch!
— Do rzeczy, panie Rigaud — przerwał surowo Clennam.
Blandois zadrżał i rzucił nań spojrzenie, w którem walczyły z sobą strach i wściekłość. Lecz wychylił znów szklankę wina i roześmiał się głośno.
— Ha, ha, ha! pyszny koncept. Jeszcze trochę i byłbym się napewno doczekał ogłoszenia, że wiadoma osoba może przyjść w wiadomej sprawie, gdyż jej warunki zostały przyjęte. Ale to djabli wzięli. Ja sobie poradzę, ale czego pan więcej chcesz ode mnie?
Artur uczuł w tej chwili cały ciężar murów więziennych, krępujących jego swobodę. Powinien był działać, a miał związane ręce.
— Jeszcze uprzedzam pana, panie filozofie, że byłoby