Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/243

Ta strona została przepisana.

— Moja powieść zaczyna interesować panią — zaśmiał się nagle, podnosząc w górę wąsy. — Bardzo ciekawa dalej. Nadzwyczajne odkrycie! Kobieta z charakterem przekonywa się, że jej małżonek był żonaty już przedtem i ma syna, tylko... nie śmiał się przyznać do tego przed stryjem, ha! ha! ha!
— Nie zbliżaj się, Jeremjaszu! — krzyknęła znów Efri. — Już wiem! wiem! ha, rozumiem. Artur...
Rozległ się krzyk, Jeremjasz chciał pochwycić żonę, lecz Rigaud stanął nagle między nimi.
— Ani kroku, najdroższy przyjacielu! — krzyknął. — Nie rozumiem, dlaczego ta domyślna dama nie ma wiedzieć wszystkiego, co my wiemy? Biorę ją pod opiekę i chcę w niej mieć świadka.
Wziął Flintwincha za kołnierz i z największą gracją doprowadził go do stolika pani Clennam.
— A zatem Artur? — zwrócił się do pani Clennam. — Kto jest matką Artura?
— Nie ja! — zawołała pani Clennam w uniesieniu. — Tak, nie jestem jego matką. Przekonawszy się o zbrodni męża, postąpiłam tak, jak mi nakazywało sumienie. Nie wolno mieć dwóch żon. On musiał stracić obie i pojechał pokutować w obce i dalekie kraje. Ja wychowałam dziecko jak swoje. A szalona dziewczyna, która bez wiedzy rodziny zaślubiła tego słabego człowieka, dostała pomieszania zmysłów. Czy to moja wina? Zrobiłam wszystko, aby uratować Artura od hańby. A czemże odtąd było moje życie? Może słodką drogą po różach i szczęściu?
— Wspaniale! zawołał Rigaud. — To się nazywa stanowczość i czyste sumienie. Jestem pełen podziwu, choć znam tę historję, coprawda, z innej strony. Zresztą wszystko jedno, przejdźmy teraz do sprawy przywłaszczonych pieniędzy i ukrytego zapisu...
Pani Clennam schwyciła się nagle za głowę, zdawało się, że wstanie ze swego fotela, twarz kamienna straciła nieruchomość, wstrząsały nią nerwowe drgania.
— Flintwinch — syknęła wreszcie — ten papier spalony...