mię na każdym kroku, okazując w tej niby dobroci swą wyższość.
Wtedy zaczęłam wystawiać je na próbę, lecz ile razy udało mi się którą z nich rozgniewać, zawsze przepraszała mię pierwsza, przebaczając wspaniałomyślnie moje winy. Wiedziałam, że to próżność i pogarda, więc nie mogłam być wdzięczna za tak piękne uczucia.
Jednej tylko udało się pozyskać moją przyjaźń. Przyznaję, że pokochałam ją serdecznie. Byłam jeszcze tak młoda i niedoświadczona! A ona miała anielską twarzyczkę, słodki uśmiech, spojrzenie, w którem malowało się gorące serce. Tymczasem była to wszystko obłuda, aby mię upokorzyć i podeptać.
Inne tego nie zrozumiały. I ja z początku nie mogłam zrozumieć. Kochałam ją prawdziwie, a widziałam, że ona gotowa kochać każdą. Więc otwarcie wyrzucałam jej przewrotność, wiarołomstwo, a ona triumfowała, bo wszyscy ujmowali się za nią, uspokajali w płaczu, pocieszali, twierdząc, że ja ją zamęczam.
Pomimo to uległam jej podstępnym prośbom i pojechałam do jej rodziców na wakacje. Tu dopiero zaczęła się moja męczarnia. Miała mnóstwo kuzynek, kuzynów, przyjaciółek, cały dwór, któremu rozdawała słodkie uśmiechy, spojrzenia, pieszczoty, wystawiając mię bezustannie na męki zazdrości. Kiedy zostawszy z nią sama wieczorem, wyrzucałam jej szczerze to postępowanie, zaczynała się mazać, nazywała mię okrutną, zapewniała, że kocha mię gorąco. A ja wierzyłam. Kochałam ją znowu i tuliłam w objęciach aż do rana, myśląc nieraz, że byłoby może najlepiej, abyśmy się nie obudziły więcej.
Nadeszła wreszcie chwila, kiedy wyjaśniło się wszystko. Była w tym domu ciotka, która mię nie lubiła. Prawdę mówiąc, nikt mię nie lubił, ale nie dbałam o to, chodziło mi jedynie o miłość tej wybranej przyjaciółki. Lecz ta ciotka szczególniej mię drażniła pełnem obłudnego współczucia spojrzeniem, które spotykałam ciągle.
Raz po scenie z Karolcią pobiegłam do ogrodu i usia-
Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/258
Ta strona została przepisana.