Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

wałek mięsa, czy szklaneczkę piwa, z której chętnie korzystał, — ale tak, wprost do ręki, od człowieka w bluzie, patrzącemu mu prosto w oczy.
— Jak pan śmiesz? — odezwał się też drżącym głosem i zarazem wybuchnął łzami.
Człowiek w bluzie bardzo delikatnym ruchem odwrócił go twarzą do ściany, aby zabezpieczyć od ciekawych spojrzeń, i zaczął go przepraszać głosem tak serdecznym, że zatarł wszelkie uczucie goryczy. Pan Dorrit odczuł, że skromna danina nie była miarą życzliwości i szacunku dającego.
— Wiem, wiem — wyszeptał znowu. — Nie gniewam się na pana. Zrobiłeś to z dobrego serca. Dajmy pokój.
— Dziękuję panu bardzo — rzekł robotnik — tak jest rzeczywiście. I chcę pana o tem przekonać. Zobaczy pan, że jestem lepszym przyjacielem, niż oni wszyscy.
— Cóż chcesz zrobić? — spytał pan Dorrit ciekawie.
— Będę pana odwiedzał.
Pan Dorrit spojrzał nań zdziwionym wzrokiem.
— Daj mi pan te miedziaki — odezwał się żywo z jakimś ciepłym błyskiem w spojrzeniu — schowam je na pamiątkę i nie wydam. Dziękuję ci, dziękuję! Więc przyjdziesz mię odwiedzić?
— Będę za tydzień, jeżeli dożyję.
Raz jeszcze uścisnęli się mocno za ręce.
Taki był początek przyjaźni z Plornishem (Plorniszem). Lecz mieszkańcy Marshalsea, zebrani wieczorem w kawiarni, długo szeptali, kiwając głowami i dziwiąc się, że pan Dorrit tak późno sam jeden, dziwnie smutny i zamyślony, przechadza się dziś po dziedzińcu.


ROZDZIAŁ: IV DZIECKO MARSHALSEA.

Maleńka Dorrit od pierwszej chwili swego życia stała się jakby własnością ogółu, zamkniętego w obrębie murów więzienia Marshalsea. Wiedzieli o niej wszyscy i każdy pragnął ją zobaczyć, kobiety i mężczyźni podnosili ją na ręku, nadając jej, jakgdyby za wspólną umową, jedno imię — Maleńka!