Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/53

Ta strona została skorygowana.

— Zapewne kogoś poszukujemy? — odrzekł z uśmiechem Clennam, gdyż pan Meagles miał własny pałacyk w innej stronie Londynu i nie mógł być posądzony, że tu mieszka.
— Naturalnie, a oto jest przyczyna mojej tu obecności — rzekł, wskazując niemłodego człowieka, który zbliżał się do nich. — Daniel Doyce (Dojs), mechanik-wynalazca, niepospolity umysł, który w swej ojczyźnie nie może znaleźć zasłużonego uznania.
Człowiek o siwiejących włosach, choć młodej jeszcze twarzy, skłonił się ze smutnym uśmiechem. Artur nawzajem oddał mu uprzejmy ukłon.
— Kiedyż nas pan odwiedzisz? spytał pan Meagles żywo. — Stęskniliśmy się za panem. Mini gotowa się gniewać.
Lekki rumieniec oblał twarz Artura, chciał się usprawiedliwiać, lecz pan Meagles machnął na to ręką.
— Mniejsza o to dlaczego, trzeba się poprawić. Przyjdź pan na niedzielę koniecznie. I pana się spodziewam, panie Doyce. Pomówimy o interesach.
Spojrzał na zegarek i oddalił się z panem Doyce. Artur zaś wszedł do sionki, jak wskazywała ręka.
Zapukał do drzwi i otworzyła mu młoda, przystojna kobieta z dzieckiem na ręku, drugie, cokolwiek starsze, stało obok.
— Czy zastałem pana Plornisha? — spytał Artur.
— Prawdę mówiąc — odezwała się grzecznie kobieta — mąż mój wyszedł szukać roboty. Ale niedługo wróci. Może pan zaczeka.
— Chętnie — rzekł Artur i wszedł do obszernej, lecz dosyć ciemnej izby, źle przewietrzonej i dusznej. Pani Plornish uprzejmie podała mu krzesło.
Usiadł, położył kapelusz na stole i posunął ręką po twarzy, jakby chciał skupić myśli, oderwane od celu spotkaniem pana Meagles.
— Prawdę mówiąc — zaczęła znowu pani Plornish — bardzo jestem obowiązana panu za jego grzeczność.
Artur spojrzał na nią zdziwiony, nie rozumiejąc, co chciała powiedzieć.