Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

Spostrzegła to widocznie i pośpieszyła z wyjaśnieniem.
— Bo panowie, prawdę mówiąc, kiedy wchodzą do mieszkania biednych ludzi, nie zdejmują zwykle kapelusza. A biedni ludzie także mają przecie swój honor.
— Dziwią mię słowa pani — odezwał się Artur. — Dla mnie wartość człowieka nie od majątku zależy.
I pochyliwszy się, pogłaskał starsze dziecko, które stało przed nim, patrząc na obcego wielkiemi oczami.
— Ile ma lat? — zapytał.
— Prawdę mówiąc, dopiero cztery lata, panie. A jest duży i silny. Ten drugi, prawdę mówiąc, znacznie słabszy. Przepraszam pana, czy to może o jaką robotę dla męża?
Powiedziała to w taki sposób, że Artur byłby wiele dał w tej chwili za możność dostarczenia mularzowi jakiejkolwiek roboty. Lecz to było niepodobieństwem, więc odparł: „nie“ z westchnieniem i uczuł ściśnięcie serca na widok zasmuconej twarzy pani Plornish.
— Prawdę mówiąc — zaczęła — zdaje mi się, że wszystka robota na świecie pod ziemię się chyba schowała.
— Czyż tak trudno znaleźć zajęcie?
— Plornish nie ma szczęścia, prawdę mówiąc — szepnęła z wyrazem przygnębienia.
— Nie mam dla niego roboty — rzekł Artur — ale pragnę go prosić o przysługę. A ponieważ chcę korzystać z jego czasu, więc słusznie muszę mu to wynagrodzić.
W nagłym błysku oczu kobiety wyczytał, jak potrzebną była ta nagroda.
— Idzie — zawołała, usłyszawszy znajome kroki, i otworzyła drzwi przed nadchodzącym — czeka na ciebie jakiś pan.
— Przyszedłem pana prosić — odezwał się Clennam — o pewne wyjaśnienia w sprawie rodziny Dorrit.
Plornish spojrzał nieufnie. Podejrzewał w przybyłym wierzyciela.
— Niech się pan mnie nie lęka — zapewnił go Artur — słyszałem o panu trochę od miss Dorrit, wiem, że jesteś