Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/63

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ VII: WIECZOREK MALEŃKIEJ DORRIT.

Artur Clennam zerwał się z krzesła, — przed nim na progu stała maleńka Dorrit!
Przetarł oczy, jakgdyby pragnął się upewnić, że nie śni.
Dziewczę ciekawem i bystrem spojrzeniem objęło pokój, który wydał się jej wielkim i wspaniałym, choć trochę ciemnym. Jej mała główka przecież wyobrażała sobie mieszkania ludzi bogatych, magnatów, w których żyją osoby przepięknie ubrane, gdzie wszystko jest kosztowne i wytworne, — pokój pana Clennama miał jej dać o tem pojęcie. Ale był trochę ciemny!
— Biedne dziecko! — zawołał Artur, przerywając jej spostrzeżenia. — Co tu robisz o tej godzinie? już północ.
— Dlatego powiedziałam przecież: maleńka Dorrit, żeby pana przygotować. Wiedziałam, że pan będzie zdziwiony.
— Pani sama? — zapytał z pewnym niepokojem.
— O nie, Maggi jest ze mną.
Usłyszawszy swe imię, Maggi zrozumiała, że jest upoważniona, żeby wejść także, i ukazała szerokie oblicze, rozjaśnione uśmiechem od ucha do ucha.
— Ogień zgasł — zawołał Artur — a pani... a tak zimno dziś wieczorem.
Nie chciał powiedzieć, że jest zbyt lekko ubrana, więc tylko z troskliwością posadził ją przed kominkiem na fotelu, który sam zajmował przed chwilą, i zaczął dokładać drewek i węgla na ogień.
— Niech pani oprze nogi o tę kratę.
— Nie, nie, nie trzeba — broniła się Emi i Artur się domyślił, że nie chce mu pokazać zniszczonych trzewików.
Maleńka Dorrit nie wstydziła się swoich trzewików, choćby w nich były dziury, wiedział o tem dobrze, ale miała jakieś przeczucie, że Clennam z tego powodu będzie miał żal do jej ojca. Naturalnie będzie to niesprawiedliwie i dlatego, że jeszcze wielu rzeczy nie rozumie.
Podniosła na niego bardzo wymowne spojrzenie i widocznie onieśmielona, nie wiedząc, jak zacząć, przemówiła wreszcie.