Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/70

Ta strona została przepisana.

kiem. Ale gdy zabrakło w koszyku łakoci, zaczęła narzekać i płakać.
— Cicho, Maggi — prosiła Emi — dzień już niedługo zobaczysz.
Maggi uciszyła się. Emi wtuliła się w kącik koło kraty, oparła głowę nieszczęśliwej na kolanach i uśpiła ją cichym szeptem, obiecując, że noc się skończy.
Sama podniosła głowę i patrzyła w gwiazdy. Takie ciche, łagodne, spokojne światełka. Bóg je stworzył dla ludzi, może czuwają nad nami, nad bezdomnymi i opuszczonymi, którzy nie mają własnego schronienia.
Patrzyła i myślała o gwiazdach i ludziach, o pięknych domach, gdzie się bawią tak wesoło, gra muzyka, wszyscy są pięknie ubrani, tańczą, śmieją się i czują szczęśliwi. Chciałaby to zobaczyć. Gdyby ojciec nie był w więzieniu, może i u nich także byłyby wieczorki, i przyszedłby pan Clennam, taki dobry i szlachetny, i tańczyliby razem...
Maggi się obudziła i narzekała na zimno, więc zaczęły znów chodzić. Uderzyła trzecia, potem wpół do czwartej. Oddaliły się nieco od Marshalsea, szły prędko; żeby się rozgrzać, omijały pijanych i podejrzanych ludzi, którzy nawoływali się cichem gwizdaniem. W razie niebezpieczeństwa Emi udawała dziecko i tuliła się do spódnicy Maggi, gdyż raz słyszała sama gruby głos, który powiedział:
— Daj pokój, czyż nie widzisz, że kobieta z dzieckiem?
Na zegarach powoli zaczęła bić piąta.
— Już dzień, Maggi — szepnęła Dorrit, rozglądając się po niebie, na którem nie było jeszcze zapowiedzi brzasku.
Lecz na ulicach budziło się życie: ciężkie wozy ciągnęły szeregami, robotnicy spieszyli do dalekich fabryk, było coraz ludniej, nic już nie groziło dziewczętom.
Zbliżyły się znowu do znajomych murów, ale było tak zimno, że nie mogły czekać, więc poszły dalej, Maggi drzemała, idąc, i Emi trzymała ją mocno, obawiając się, że upadnie.