Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

w moich osobistych sprawach i kierując się pańskiem zdaniem, wycofałem swój udział z interesu, który prowadzili rodzice.
— Postąpiłeś pan praktycznie — rzekł pan Meagles.
— Może. Lecz teraz szukam dla siebie zajęcia. Dziś, idąc z panem Doyce, dowiedziałem się od niego, że potrzebuje wspólnika, któryby się zajął handlową częścią interesu i po części administracją. Zdaje mi się, że mógłbym podjąć się tego sumiennie. Pan Doyce robi na mnie najlepsze wrażenie. Pan zna go lepiej i jego warsztaty. Wiem, że ma zamiar jutro mówić z panem właśnie w tej kwestji, więc jeśli pan sądzi... jeżeli pan uważa, że byłbym odpowiedni... że mógłby mię pan polecić...
— Zapewne... niewątpliwie — mówił pan Meagles z namysłem.
— Naturalnie włożyłbym w ten interes pewien kapitał, a zresztą... to dopiero propozycja. Nie wiem, co powie pan Doyce... nie wiem, co pan o tem sądzi... nie wiem nawet, nie znając zupełnie szczegółów, czy dla mnie jest to zupełnie możliwe, ale... to mię pociąga.
— Zobaczymy — mówił pan Meagles. — Nie mogę nic w tej chwili odpowiedzieć. Wiem tylko, że pan Doyce jest najuczciwszym człowiekiem. Więc może jutro wyjdziecie stąd jako wspólnicy, ażeby stanąć razem przy warsztacie. Ale nic nie obiecuję, panie Clennam.
Pomimo to Artur tak był przejęty tą myślą, tak rozpatrywał uważnie swój projekt, że nie mógł zasnąć w nocy, obudził się wcześnie i wyszedł przed śniadaniem zwiedzić trochę okolice i pobłądzić nad rzeką, płynącą w pobliżu.
Artur lubił naturę i działała na niego kojąco, więc po kilku godzinach spaceru wracał z pogodą ducha, gdy spotkał się przed furtką z nieznanym młodzieńcem, którego poprzednio już widział nad rzeką. Młodzieniec prowadził ze sobą pięknego psa Terre-Neuva i swobodnie gwizdał jakąś wesołą arję.
Był to malarz, Henryk Gowan (Gouen), sąsiad i dawny znajomy państwa Meagles. Weszli razem do domu. Artur jednakże zaraz zauważył, że o ile twarzyczka Mini rozjaśniła się