Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.
—   290   —

— Ani mi się śni! Z Old Shatterhandem nic nie chcę mieć do czynienia!
— Ale gdy byłem przywiązany i nie mogłem się bronić, to miałeś do czynienia, ty tchórzu!
Chciał się na mnie rzucić, ale Winnetou stanął pomiędzy nim a mną i powiedział:
— Mój brat, Old Shatterhand, ma słuszność. Tangua oczernił go i pragnął mu zapłacić za wszystkie krzywdy, sobie wyrządzone. Jeżeli nie dotrzyma słowa, to jest tchórzem istotnie i zasługuje na wykluczenie ze szczepu. Rzecz tę należy rozstrzygnąć natychmiast, gdyż nikt nie powinien zarzucić Apaczom, że tchórze są ich gośćmi. Jak zamierza postąpić wódz Keiowehów?
Tangua rzucił okiem dokoła. Apaczów było prawie cztery razy tylu, co Keiowehów, a oprócz tego znajdowali się drudzy na terytoryum pierwszych. Nie podobna było dopuścić do sporu między obu szczepami teraz, kiedy miał zapłacić taki okup i kiedy właściwie był na pół jeńcem.
— Namyślę się nad tem. — odrzekł wymijająco.
— Mężny wojownik nie potrzebuje się namyślać. Albo się zgodzisz na walkę, albo przylgnie do ciebie nazwa tchórza.
Na to poderwał się obrażony i wrzasnął:
— Tangua tchórzem? Kto tak twierdzi, temu nóż wbiję w piersi!
— Ja tak powiadam — rzekł Winnetou dumnie i spokojnie — jeśli nie dotrzymasz słowa, danego Old Shatterhandowi.
— Dotrzymam!
— Więc gotów jesteś z nim walczyć?
— Tak.
— I natychmiast?
— Natychmiast! Pragnę jak najprędzej zobaczyć krew jego.
— Dobrze. Teraz należy postanowić, jakiej broni użyjecie w tej walce.
— Kto ma to postanowić?