O mój Boże! toć Ona, * Boga Matka rodzona * I niebieska królowa, * A wypełniać gotowa * Poddanego rozkazy, * Jako żona bez skazy... * We mnie ileż uporu! * Kiedyżem ja pokorą, * Co każdego zwycięża, * Łagodziła gniew męża?
Tymczasem Prokop swoje poszukiwanie powtarza, spostrzega Martę, pada jej do nóg i woła:
Marto! daruj mi winę, * Bo u twoich nóg zginę.
O mój mężu jedyny! * I jam nie jest bez winy ...
Upada Pokropowi do nóg i mówi dalej ze łkaniem:
Przeprośmyż się wzajemnie, * Niech nam tak już przyjemnie * Reszta życia upłynie... * Gdybyś jeszcze na synie * Pocieszył mnie, mój Boże!
ychyliwszy się z za snopów, Marta ogląda syna. Walek ukazuje się we wrotach szopki i mówi sam do siebie żałosnym głosem:
Nie widać jej na dworze.
Spostrzega Martę i mówi też sam do siebie:
Ach! to ona! nie władnę * Sobą... do nóg jej padnę.
Podbiega spiesznie do Marty, która jeszcze nie skończyła najtkliwszych przeprosin z mężem, upada jej do nóg i mówi:
Matko! matko jedyna! * Odzyskujesz dziś syna. * Czem jest matka na świecie, * Nauczył mnie Bóg-Dziecię. * Trzeba winę nagrodzić... * Ale próżno zawodzić * Żale... ja choć przy grobie * Chcę osłodą być tobie.