Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/157

Ta strona została przepisana.

być uważanym przez obrońcę za jakiegoś wskaziciela, jakiegoś poszukiwacza nowych wartości życiowych, kiedy jeszcze staremi można żyć aż miło. Jakże? — pytaliśmy się własnych dum dotkniętych, własnego zdrowego przekonania — więc nie dosyć mamy praw, prawd i prawideł? nie dosyć odkrytych już, wskazanych postanowień i zasad, już uporządkowanych, ułożonych w formy, opatrzonych plikami bezbłędnych skorowidzów, żebyśmy jeszcze mieli się nowemi dociekaniami kłopotać? Zresztą czyż nie pożywniej jest i bezpieczniej wypróbowane już gdzieindziej stosować u siebie odkrycia, jeżeli wogóle mamy ich niezbędność uznawać?... Śmiesznie jest nakoniec troszczyć się o rzeczy oderwane. Rzućmy je, oderwijmy się my od nich i żyjmy!
Tak myśleliśmy i z coraz większą nieżyczliwością spozieraliśmy na Rebursistę, zwłaszcza teraz, po mowie obrońcy, która go tak dalece snadź rozzuchwaliła, że kilkunasty już kawałek polędwicy (na zimno) ulegał w jego silnych, przesadnie rozwiniętych żuchwach unicestwieniu. Otóż więc to jest mąż »opacznościowy« — myśleliśmy — który wprzód, nim stworzy cośkolwiek, mizerną okruszynę czegoś nowego nim znajdzie, gotów zniszczyć, zećkać pół świata!...
Gdyśmy tak, w rozpamiętywaniach gniewnych, struci siedzieli, przewodniczący zaszczękał w talerz