Strona:PL Leopold Blumental Nero.pdf/7

Ta strona została uwierzytelniona.
—   5   —

dobny byłeś do tego wypchanego orangutanga w gabinecie zoologicznym, zkąd wypędzono mnie, gdy przekradłem się pomiędzy twemi nogami, aby zblizka obejrzeć to dziwo — i dziś śmiałbyś mi mówić o różnicy anatomicznej! Czyż taki głupi jesteś, że pragnąłbyś mieścić duszę w swoim wyprostowanym grzbiecie?! Piękny mi spirytualizm, który duchowość stawia w zależności od budowy systematu kostnego! Dobrze jeszcze, żeś nie powołał się na swoje ręce, których mnie brakowało, bo w takim razie musiałbyś małpie przyznać duszę podwójną…
— Ja też mówiłem…
— Żeście myśleli, rozważali, zagłębiali się… poszukiwali prawdy! A ja czy nie leżałem w gabinecie twoim przez godziny całe pod piecem… Sądzisz, że nie dumałem wtedy?… Myślałem… dużo myślałem… myślałem, że całe twoje myślenie psu na budę się nie zda. Dziwiłeś się, że warknąłem nieraz, kiedy na głos odczytywałeś swoje rękopisy. Sądziłeś, że warczę bez przyczyny… A mnie oburzały twoje głupie teorje filozoficzne, w których tak uparcie odmawiałeś duszy nam, psom, i innym moim czworonogim kolegom. Nie szukałem prawdy?! A ileż to razy zbliżałem się do twojej szafy, stawałem na przednich nogach i obwąchiwałem twoje księgi i pisma… Ale prawdy nie znajdowałem w nich… Więc odchodziłem i kładłem się z zamkniętemi oczyma na moim dywaniku w kącie pokoju… Nie szukałem prawdy? A kiedy mi kucharka twoja dawała pomyje, zamiast waserzupki, zbijając swoje kapitały na podłem oszczędzaniu porządniejszej strawy, przeznaczonej dla mnie, nie odchodził-żem od misy i skomląc, czy nie włóczyłem się głodny po pokojach… Rozumiałem dobrze, że ona kradnie pieniądze, wydane jej dla mnie. Widziałem całą prawdę, a ty, coś jej poszukiwał i bolał nad tem,