Strona:PL Leopold Blumental Sherlock Holmes w Warszawie.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu pani Klotylda zalała się łzami. Podałem jej szklankę wody. Połykając łzy, mówiła z oburzeniem:
— Ta dama zepsuła mi całą podróż!.. Nic nie widziałam!.. Nic!.. Nic!.. Takie koszta na nic.. Mieliśmy we wszystkich hotelach wcześniej zamówione pokoje… Trzeba było przepłacać… bośmy nie dosiadywali… Okropność!…
Sherlock Holmes posępnie pokiwał głową. Dawno nie widziałem go tak głęboko wzruszonym. Opowieść ładnej blondynki robiła na nim wielkie wrażenie.
Pani Klotylda ciągnęła:
— Zdenerwowałam się… Ludwiczek to widział… czuł, że potrzebuję spokoju, wytchnienia… Zaproponował mi, żebyśmy już zaniechali jazdy do Paryża — zapomniałam już Panu powiedzieć, że w projekcie była jeszcze podróż do Paryża… — i doradził powrót przez Kraków. „Posiedzimy tydzień u Mamy, to odpoczniesz i obojgu będzie nam dobrze.“ Skoczyłam mu na szyję.. To było tak mile z jego strony. Wiedział, jak tęsknię za kochaną Mamą. Od chwili wyjazdu nie dostałam ani jednego listu, choć codzień słałam karty z widokami. Ale przy tej bieganinie po Szwajcarji i po Włoszech listy Mamine dogonić mnie nie mogły…
Holmes zmarszczył czoło. Słuchał z natężeniem.
— I cóż w Krakowie? — zapytał.
— Nieszczęście!.. Nie zastaliśmy Mamy… Drzwi zamknięte. Służące odprawione. Stróż nie wie nic. Tylko tyle, że Pani wyjechała. Dokąd? do Warszawy? „Nie mówiła.“ Od tych ciemnych ludzi niczego dowiedzieć się nie można. W Krakowie w hotelu przesiedzieliśmy tydzień, czekając na Mamę.
— Dama w kapeluszu z czerwonem piórem nie wypędziła was? — z lekką żartobliwością w głosie spytał Holmes.