Strona:PL Leopold Blumental Sherlock Holmes w Warszawie.pdf/21

Ta strona została uwierzytelniona.

W kilka dni potem, piątkowego wieczoru, chodziliśmy po dworcu centralnym w Berlinie oczekując ekspresu z Paryża. Holmes nerwowo zaciskał w ręce żelazny klucz. Czułem, że jest niespokojny. Usłyszeliśmy świst pociągu.
— Przyjedzie czy nie przyjedzie? — rzucił przez zęby Holmes. W głosie jego czuć było drżenie niezwykłe. Widać, że obawiał się, iż kombinacje mogą być zawodne.
— Kto taki? — zapytałem.
— Dama… z czerwonem piórem na kapeluszu… z małym pinczerkiem na ręku… i z binokłami na nosie… O! o! uważaj teraz dobrze.
Pociąg nadbiegł. W mgnieniu oka rozwarły się drzwi wagonów. Obaj wytężyliśmy oczy. Nagle Holmes krzyknął i poskoczył naprzód.
Spojrzałem — i dreszcz zdumienia przeszedł mi po nerwach.
Naprzeciw nam szła dama okazałej tuszy. Na kapeluszu miała jaskrawo-czerwone pióra. Na ręku niosła otulonego w płaszczyk pinczerka. Na nosie miała binokle.
Nim ochłonąłem ze wzruszenia, już Holmes zdążył rozmówić się z ową damą, otrzymać od niej kwit na rzeczy, przywołać posługacza, dać szereg rozporządzeń, doręczyć mi kilka pudełeczek przyjezdnej, kilka wziąć pod swoją pieczę i polecić mi, abym o nic nie pytał tymczasem, a szedł ku omnibusowi hotelowemu.
Paliła mnie ciekawość. Ale nie mogłem jej zaraz zaspokoić. W omnibusie jak na złość zbrakło miejsca dla mnie. Wszystkie były wcześniej zamówione, prócz dwóch, które zajęli Holmes i nowoprzybyła. Poszedłem za karetką.
Spotkaliśmy się w podjeżdzie Monopolu.