Strona:PL Leopold Blumental Sherlock Holmes w Warszawie.pdf/8

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzę, że irytował się podczas rozmowy. Serweta jego zmięta i rzucona na podłogę. W masielniczce po jego stronie masło nosi ostre rysy zbyt energicznie wpychanego noża. Bułka rozerwana jest nader nierówno i nietknięta… Herbata niedopita. W trzech miejscach wiśnie pozostawiły plamy na obrusie, jakgdyby ktoś je pięścią w gniewie rozgniótł…
Nie byłem zdziwiony teraz, że odgadł. Ale zrozumiałem się, jak łatwo wyciągnął wnioski ze szczegółów, których my zazwyczaj nie widzimy, a których wymowa była tak jaskrawą, że nie omyliłaby nikogo, co umiałby podobnie patrzeć i rozumowałby tylko logicznie!
— A zkąd zgadłeś, że jadłem… jajecznicę?
Uśmiechnął się:
— O, to proste… Gdyś otworzył mi, ujrzałem żółtą kroplę, która kapnęła ci z wąsów i z brody…
— Ale mogłem przecie jeść jajka na mięko.
— Nigdy!… byłoby choć nieco białka na brodzie…
Po przerwie wywołanej przybyciem stróża, służącej i psa, gdym załatwił kwestję podatku, a pies legł u nóg w gabinecie, zadałem zapytanie Holmesowi, co go właściwie sprowadza do Warszawy.
— Sprawa… Jaka nie wiem… Zdaje się, coś ważnego… i… bardzo delikatnego… Oto depesza, którą zostałem wezwany.
Pokazał depeszę. Brzmiała: „Potrzebny mi Pan dla rozwiązania głębokiej tajemnicy, od której zależy moje małżeńskie szczęście. Honoraryum 500 funtów. Klotylda Kłopotowska.“
— Odtelegrafowałem, że jadę. Dałem twój adres. Nie masz mi za złe?
— Ach, mój drogi!.. Jakkolwiek sam bawię tu dopiero od miesiąca… i mieszkanie moje nie bardzo jest w porządku… nieco zbyt po kawalersku… lecz…