Strona:PL Leopold Blumental Wszechpartyjna rodzina.pdf/7

Ta strona została uwierzytelniona.

— Siostrzyczko! mam lat tylko 12, ale już mam wielkie doświadczenie! Widziałem już Pedeków, którzy wybierali się do Dumy, aby się wycofać, jako „źle obrani“, ale pojechali endecy i oni właśnie zostali wycofani.
— Dziecko!… jak to rozumuje!…
— Byłem pedekiem — bije się chłopczyna w piersi tak głośno, że myśli zebrać nie mogę — ale teraz widzę, że… że…“ I wybucha płaczem.
— Że co, kochanie? — pyta troskliwie Maniusia.
— Że pedeków rdzennych jest… bardzo mało…
— Dlaczego, złoty braciszku.?
— Bo… bo… aaa! — zanosi się chłopiec — bo nie umierają wcale.
— Zkąd ci to przyszło do głowy?!… To nie ma sensu!…
— A bo w pewnej „Gazecie“, gdzie ogłaszają się wszyscy pedecy, co po długich, lecz lekkich, albo krótkich, lecz ciężkich cierpieniach pożegnali ten świat, zawsze spotykam klepsydry tylko panów na „man“ albo „berg“, a nigdy na „ski“ lub „wicz“…
— Złotko moje!… nie płacz!… to dowód, że ci na „ski“ właśnie żyją długo… i pozostają w partyi…
— A, tak? — już radosnym głosem przemawia pocieszony dzieciak.
— Ci na „ski“ — żyją…
— Ale dlaczego oni się nigdy nie ogłaszają?
— Jakto?… A Muranowski
— Prawda! Muranowski teatr… „Akajde“ — mówi chłopiec, słodko zasypiając… To już ja nie będę pesymistą!
Mam wreszcie jeszcze jedno dziecko — sześcioletnie. Na imię mu Szymek. Nie ma przekonań, ale jest podejrzywany o nie. Nawet bardzo brzydko podejrzywany. Romek zwie go „czarnosecincem“. Jaś — szpiclem. Nawet Maniusia darzy go imieniem — „fijoł!“…