Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/119

Ta strona została przepisana.
Nuńo.

Czy z siostrą przybyć obiecał?

Sancho.

A jakże.

Nuńo.

Chyba ich niebo
Dobrocią taką natchnęło.

Sancho.

Szlachetni-to są panowie!

Nuńo.

O! chciałbym, żeby ten domek,
Na takich gości przybycie,
W pałace mógł się zamienić!

Sancho.

To fraszka; gościnność nasza
Te ciasne kąty rozszerzy,
Lecz oto już przybywają!

Nuńo.

Nie dobrą-ż dałem ci radę?

Sancho.

W don Tellu spotkałem pana
Ze wszech miar doskonałego,
Gdyż umie szlachetność swoję
Nie tylko stwierdzić darami,
Lecz dając — uczcić potrafi.
Niech panem ten się nie zowie,
Kto swoich dobrodziejstw nie chce
Połączyć z delikatnością!

Nuńo.

Dwadzieścia krówek, sto owiec,
Toż będzie piękny majątek,
Gdy z wiosną tak wielkie stado
Na łąki Silu sprowadzisz!
Za tyle łask, niechaj pan Bóg
Stokrotnie Tella nagrodzi!

Sancho.

Elwiry nie ma, seniorze?

Nuńo.

Strój ślubny ją zatrzymuje.

Sancho.

Jéj postać sama wystarcza...
Dla téj, co błyszczy jak słońce,
Zbyteczny strój i fryzura!