Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/151

Ta strona została przepisana.
(Głośno.)

Czém trudnisz się w swojéj ziemi?

Pelagiusz.

Po górach biegam — stangretem (cochero)
U pana swojego jestem.

Król.

To bryki (coches) macie?

Pelagiusz.

Nie, królu,
To znaczy, że świń (cochinos) pilnuję[1].

Król (na stronie).

To dziwne, jedna prowincya
Dwóch ludzi ma tak szczególnych,
Ten sprytem, tamten prostotą.

(Do Pelagiusza, dając mu sakiewkę.)

Masz.

Pelagiusz.

Cienka.

Król.

Zabierz — to złoto.
Ty, Sancho, zabierz to pismo
I śpieszcie z Bogiem do domu.

Sancho.

Bóg z tobą, królu.

(Król wychodzi z hrabią, Henrykiem i świtą.)
Pelagiusz.

Czy widzisz?

Sancho.

Pieniądze.

Pelagiusz.

I spora sumka.

Sancho.

Elwiro droga!... me szczęście
Zamknięte jest w tym papierze.
Z tym listem da Bóg Najwyższy
I wolność tobie przyniosę.

(Wychodzą.)




  1. Gra wyrazów, któréj w języku naszym oddać niepodobna.