Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/21

Ta strona została przepisana.
SCENA  II.
Ciż sami. — Cintia w oknie.
Cintia.

Kto tam?

Ricardo.

Ja!

Cintia.

Kto?

Ricardo.

Ja!

Cintia.

Któż przecie?

Ricardo.

Hej, Cintio, my, przyjaciele!...
I książę sam.

Cintia.

Drwisz, zuchwały!

Ricardo.

To skutek mojéj pochwały!

Cintia.

Co, książę?... Tego zawiele!...
Że z tobą przybył, uwierzę,
Lecz, żeby pan znakomity
Mógł takiéj pragnąć wizyty
Dać wiarę trudno w téj mierze.

Ricardo.

Patrz, książę wziął to przebranie,
By los ci stworzyć godowy.

Cintia.

O! dawniéj nikt takiéj mowy
Nie brałby za żart, mój panie,
Gdy latek młodzieńczych siły,
Tak książę trwonił niegodnie,
Że jego rozpusty zbrodnie,
U ludu w baśń się zmieniły.
Lecz innéj dziś doli warta
Dłoń zacna szlachetnéj żony,
Gdy drogie przodków korony,
Przejść mogą na łup bękarta.
(Choć dzielnie żyć on zaczyna!)
Wszak gody już naznaczone,