Strona:PL Lord Lister -03- Sobowtór bankiera.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.
8

Zalewając się łzami, stara opowiedziała przygodę, która ją spotkała. Dolało to jeszcze oliwy do ognia... Wszyscy przejęci byli strachem i zdenerwowani. Choć dniało już, goście ani myśleli opuszczać pałac...
Zgromadzili się dokoła kominka i poczęli opowiadać historie niesamowite o włamaniach i duchach.

Tajemnicza przesyłka

Świtało już.. W dużej jadalni pałacu płonął na kominku ogień... Stoły zastawiono na nowo dla wszystkich gości... Snuli się sennie, z zaczerwienionymi oczyma... Już dawno chcieli opuścić progi swych gospodarzy — lecz lady Daisy ze łzami w oczach błagała, żeby nie zostawiać jej samej. Rozmowy nie kleiły się... Powtarzano sobie z komentarzami przebieg wypadków ubiegłej nocy, oraz wiadomość, że lord Montgomerry zawiadomił policję o włamaniu... Podobno zastąpił go w tym lord Hoensbrook, który uprzejmie podjął się zawiadomić telefonicznie Scotland Yard.
Po śniadaniu, goście rozeszli się do przygotowanych dla nich pokojów. Montgomery pisał coś w pośpiechu w swoim gabinecie. Młoda jego małżonka, z oczyma pełnymi łez, udała się do swego buduaru.... John Raffles, paląc papierosa, brał udział w ogólnej rozmowie. Niektórzy z obecnych wyrażali obawę, że może i ich domostwa spotkał w czasie ich nieobecności podobny los. Raffles żartobliwie rozpraszał ich niepokoje.
Raffles, opuściwszy jadalnię, skierował swe kroki w stronę biblioteki. Na korytarzu spostrzegł, że drzwi od buduaru pani domu otwarły się i lady Montgomerry weszła do biblioteki. Nie spostrzegła Rafflesa... Poczekał parę chwil na korytarzu, zanim wszedł. Zerwała się z sofy, na której leżała z książką w ręku.
— Przepraszam, milady — rzekł — że jej przeszkodziłem... Szukam książki...
— Ależ nie przeszkadza mi pan bynajmniej, lordzie Hoensbrook — rzekła słabym głosem.
Obiema dłońmi przycisnęła skronie.
— Czy pani czuje się niedobrze, milady? — zapytał.
Onie... Głowa mi płonie i puls wali w skroniach jak młotem...
— To normalna konsekwencja nocnych wzruszeń...
— Myślę o zmartwieniu mych rodziców... Strata takiego klejnotu... Pomijam już jego wartość... Ale niech pan pomyśli, że zawsze należał od niepamiętnych czasów do rodu Bassingów...
— Czy pozwoli pani zapalić, milady?
Przyzwoliła skinieniem głowy.
— Lordzie Hoensbrook — rzekła — Wyspowiadałam się kiedyś przed panem z mych trosk z całym zaufaniem,.. Proszę teraz, aby pan z kolei obdarzył mnie swoim zaufaniem... Muszę znaleźć wyjaśnienie dla pewnych faktów. Niepokoją mnie one i... stoją w ścisłym związku z pańską osobą.
— Spotyka mnie prawdziwy zaszczyt, jeśli pani, milady, niepokoi się o moją osobę... Czy mogę zapytać panią, o co właściwie chodzi?
— Niech mi pan oszczędzi odpowiedzi — odparła po namyśle. — Nie mogłabym mówić.
Raffles, oparty o rzeźbioną szafę, z podziwem przyglądał się jej pięknej twarzy.
— Myśli pani muszą być istotnie przykre, jeśli nie może ich pani wyrazić głośno, — rzekł z uśmiechem.
— O lordzie Hoensbrook, nie jestem dziś usposobiona do żartów. Czy zechce pan teraz zostawić mnie samą? — rzekła podnosząc nań błękitne oczy.
— Nie uczynię tego, dopóki nie otrzymam od pani wyjaśnienia tych tajemniczych słów!
Schyliła głowę, zastanawiając się nad tym, co ma powiedzieć.
Zapukano do drzwi. Raffles wziął do ręki książkę, podczas gdy Daisy otworzyła drzwi.
— List, milady.
Służąca wniosła list na srebrnej tacy.
— To od moich rodziców, — rzekła — Niestety oni jeszcze nic nie wiedzą... A raczej, może dotarła już do nich ta smutna nowina?.
Otworzyła kopertę. Rafles nie spuszczał z niej wzroku. Do listu dołączony był inny list, pisany na czarnym papierze ze złotym monogramem.
Daisy bladła.
— Oto taki sam list, jaki otrzymał mój mąż! Boże litościwy! Muszę najpierw przeczytać, co rodzice piszą w swym liście.
Raffles udawał, że całkowicie pogrążył się w lekturze książki.
— Naszyjnik znalazł się! — wykrzyknęła.
W tej samej chwili poczuła męską dłoń na swych ustach.
— Cóż to naczy? — rzekła przerażona, broniąc się.
Nagle zrozumiała wszystko. Utkwiła przerażony wrok w jego oczach.
— Milordzie — rzekła, wyciągając ku niemu oba listy. — Niech pan to przeczyta. Litery skaczą mi przed oczyma.
Raffles wiął listy. Przede wszystkim zaczął czytać list na czarnym papierze.

Milordzie!

Przyjaciel ludzkości przesyła mu w tej paczce klejnoty, które do pana należą. Prosi aby pan je zechciał zachować, nie mówiąc o tym wypadku pod żadnym pozorem nikomu.

John C. Raffles.

— Proszę czytać dalej — rzekła Daisy ukrywszy twarz w dłoniach.
Przebiegł oczyma list, napisany na białym papierze:

Drogie dziecko!

Musisz przyjść natychmiast do nas. Wypadki ostatnie tak mną wstrząsnęły, że nie jestem w stanie opuścić mieszkania. Nasze klejnoty rodzinne, dotychczas bezprawnie przetrzymywane przez twego męża, zostały nam dziś zwrócone wraz z listem przez sławnego włamywaca, Johna C. Rafflesa.
Jakież jednak było nasze zdumienie i przerażenie, gdy, zamiast cennych diamentów, znaleźliśmy w paczce kawałki szkła, owinięte w bibułkę.