Strona:PL Lord Lister -03- Sobowtór bankiera.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.
14

— Nie widzę nikogo, rzekła — Tylko jakaś kobieta w podróżnym stroju, która widocznie czeka na kogoś.
— To właśnie on — rzekł Raffles stanowczo. — Niech się pani mu przyjrzy.
Daisy zbladła.
— Mój Boże, co mam teraz zrobić?
— Postaram się zmylić czujność — odparł Raffles uspakajająco.
Zeszli razem ze schodów. Na ulicy doszli aż do postoju taksówek.
Raffles zmieniony był do niepoznania. Ruda broda czyniła zeń całkiem innego człowieka. Szybko wsiedli do taksówki. Raffles zauważył, że kobieta w podróżnym palcie wsiadła również do taksówki. Obydwa auta, jadąc jedno za drugim, skierowały się w stronę Centralnego Dworca. Raffles odprowadził lady Montgomerry do pociągu, który nadkładając drogi miał ją dowieźć do jej męża. Sam zaś przechadzał się po peronie. Dama w podróżnym palcie dyskretnie obserwowała jego kroki. Udał, że wzbudziła w nim zainteresowanie i umyślnie przeszedł kilkakrotnie obok niej.
— Nie spodziewa się niczego — pomyślał przebrany inspektor policji — jego zamiłowanie do kobiet stanie się przyczyną jego zguby. Skoro tylko wsadził jedną nogę do wagonu już się rozgląda za inną. Gdyby ten don juan wiedział, kim ja jestem!
— Czy czeka pani może na pociąg do Oxfordu? — zapytał lord Lister.
Baxter odpowiedział, że tak. Wszczęli rozmowę, poczem Raffles zaprosił damę na kawę. Dama przyjęła zaproszenie.
Przechodzili przed komisariatem policji. Zanim detektyw zdążył ochłonąć ze zdumienia, Raffles zbliżył się do stojącego na warcie policjanta i rzekł:
— Jestem komisarzem kryminalnej brygady. Ta pani jest przebranym mężczyzną i poszukiwanym przez policję przestępcą.
Z temi słowy Raffles zniknął w ciemnościach nocy.
Napróżno Baxter tłumaczył, że to on jest właśnie komisarzem policji, tamten zaś niebezpiecznym przestępcą. Odprowadzono go mimo protestu do komisariatu.
— Każdy może powiedzieć to samo — usłyszał w odpowiedzi — jutro sprawdzimy czy mówi pan prawdę. Tymczasem spędzi pan noc w areszcie.


∗             ∗

Nazajutrz po obiedzie Baxter zjawił się u lorda Montgomerry. Opowiedział mu swe przygody, przemilczawszy dyskretnie przygodę z piękną Francuzką.
— Łotr wywija mi się z rąk jak piskorz.
Lord powziął decyzję. Od wczoraj żałował nieostrożnego oświadczenia o jubilerze. Odkrycie manipulacji z fałszywemi diamentami wydawało mu się nieuniknione. Z niecierpliwością czekał na powrót Baxtera, aby oznajmić mu swe postanowienie.
— Panie Baxter — rzekł — przemyślawszy dokładnie całą tę historię — pragnąłbym zatuszować sprawę. W grę wchodzi tu osoba mojej żony.
Inspektor aż podskoczył.
— Nie ma pan racji. Posiadam dowody, że żona pana zdradza i nie zasługuje na żadne względy.
— To moja sprawa prywatna. — Montgomerry pobladł z gniewu. — Nosi ona moje nazwisko i nie życzę sobie, aby ją szarpano. Z chwilą jednak, gdy nędznik ten wpadnie w ręce sprawiedliwości, wygnam ją precz z mego domu.
Kobieta, która podsłuchiwała pod drzwiami cofnęła się przerażona. Lady Montgomerry czymprędzej spakowała walizy i udała się do swych rodziców.

Fałszywy dyrektor banku

Charley Brand zajęty był pisaniem listu gdy usłyszał w korytarzu kroki swego przyjaciela. Raffles wszedł do pokoju, zdjął kapelusz i wyciągnął rękę do swego sekretarza.
— Co nowego? — zapytał.
— Nic — odparł Charley Brand — Jakiś ziemianin z sąsiedztwa zaprosił nas na polowanie na lisy.
— Nie mam wielkiej ochoty — odparł Raffles.
— Odmawiasz? — zapytał Charley — Cieszyłem się z góry. Polowanie na lisa dostarcza tysiąca emocji.
— Ja natomiast wolę polowanie w którym człowiek odgrywa rolę lisa i znaczy swój ślad kawałkami papieru.
— Rozumiem — odparł Charley śmiejąc się.
— W tym całkiem nowym polowaniu ja sam jestem lisem. Uciekać przed ścigającymi, mylić ślady — oto ma największa pasja.
— Lubujesz się w niebezpieczeństwach Edwardzie. Ale à propos, jak przedstawia się historia twej miłości do pięknej blondynki, lady Montgomerry?
— Zapominasz, że pani ta jest zamężna — rzekł lord Lister ostro. Sfery towarzyskie będą miały niebawem wielką sensację, bowiem pani ta zamierza rozejść się ze swym mężem.
— A ty co zamierzasz?
— Ja pragnę pojechać do Paryża. Czy jedziesz ze mną?
— Chętnie — odparł Charles Brand. — Czy masz wszystko czego ci potrzeba?
— Myślisz o pieniądzach?
— Nie. Brak mi ich i będę musiał się w nie zaopatrzyć, ale ty możesz pojechać przede mną.
Wyjął z biurka rulon złota i paczkę banknotów. Rzucił ją niedbale na stół.
— Życzę ci szczęścia Charley i do rychłego zobaczenia!
— Nawzajem. Czy wychodzisz?
— Tak, idę do banku. Mówiłem ci przed chwilą, że muszę się zaopatrzyć w pieniądze.
— Do jakiego banku idziesz?
— Do Deposit Company, — odparł John Raffles.
— Czy masz ten rachunek?
— Ja nie, ale ma go ktoś inny, — odparł śmiejąc się.


∗             ∗

— Czy widział pan już portret naszego nowego dyrektora? — rzekł kierownik Deposit Company do głównego kasjera, pokazując mu umieszczoną w tygodniku fotografię eleganckiego mężczyzny w sportowym ubraniu.
— Fotografia ta ukazała się jednocześnie prawie we wszystkich pismach ilustrowanych — zauważył kasjer. — To jeden z największych sportsmenów z naszej epoki.
— Czy ciągle przebywa on jeszcze w Ameryce?