Strona:PL Lord Lister -03- Sobowtór bankiera.pdf/8

Ta strona została uwierzytelniona.
4

— Hej, Cyklopie — zawołał dźwięcznym głosem — Prędzej, butelkę whisky!
Gospodarz, ślepy na jedno oko i dlatego Cykloppem przezwany, zbliżył się śpiesznie.
Duża latarnia o zielonych szkłach zwisała z brudnego pułapu i rzucała ponure światło na okrutne twarze gości.
— Hurra, niech żyje Jasny Jimmy!
Cyklop powrócił niosąc szklanki na tacy. Wyglą dał okropnie: jedyne jego nabiegłe krwią oko spoglą dało podejrzliwie z czerwonej obrzękłej twarzy, chwiejącej się na zbyt cienkiej i długiej szyi. Był wy soki i bardzo silnie zbudowany.
Wszyscy obecni trącili się szklankami.
— Oto piękny dzień — rzekł drugi mężczyzna, Charly, zwany Monterem.
— Gadaj lepiej co cię za szczęście spotkało? Rozprułeś może kasę banku?
Młody człowiek zaczerwienił się.
— Czekaj łobuzie... pokażę ci, jak się kończy, kiedy mnie się zaczepia.
Rozdzielił ich Cyklop.
— Zostaw go, to jeden z naszych! — dodał uspakajająco — Siadaj z nami, Jimmy!
Nagle w świetle migocącej lampy Jimmy dostrzegł w kącie jakąś skurczoną postać.
— A ty czego tam siedzisz samotnie, Harry?... Chodź, napij się z nami!
— Ciągle jeszcze wzdycha do Józi, co go puściła kantem — zaśmiał się drugi.
Nagle skurczony człowiek wyprostował się i skoczył do mówiącego.
— Psie — wrzasnął. Żyły jak postronki nabrzmiały na jego czole.
Chwycił Sama za gardło. Bójka rozpoczęła się na dobre. Słychać było tylko krótki świszczący oddech obydwu walczących.
— Dość tego — zabrzmiał nagle jakiś głos.
Rozstąpili się wszyscy.
Tajemniczy Nieznajomy! — rozległ się szept pełen szacunku.
Wytwornie, wieczorowo ubrany mężczyzna pojawił się nagle w tym dziwacznym otoczeniu. Górną część twarzy jego kryła maska. Dwoje czarnych oczu płonęło w twarzy tej niezwykłym blaskiem. Nie mówiąc słowa powiódł wzrokiem po zgromadzonych. Spokojnym krokiem przeszedł pomiędzy zapaśnikami i zniknął za kotarą.
Cyklop z trunkami na tacy podążył w ślad za nim. W jednej chwili zapomniano o bójce — i Harry, jak wielki smutny ptak, powrócił do swego kąta.
Zaskrzypiały zawiasy drzwi.
— Jimm i Jack do mnie! — zawołał Cyklop.
Obydwaj wezwani usłuchali śpiesznie. Gdy zamknęli za sobą drzwi znaleźli się w wąskim korytarzu, w którm musieli się posuwać gęsiego.
— Możemy być dumni, że szef właśnie nas wybrał...
— Zamilcz lepiej... — uspokoił go drugi.
Zapukali do drzwi.
— Proszę wejść — odpowiedział metaliczny głos.
Weszli. Nagle znaleźli się w eleganckim pokoju. Podłoga wyłożona była dywanami i skórami zwierząt. Umeblowanie stanowiły ciężkie meble z pięknego dębu. Na stole stała nietknięta kolacja i wino, wniesione przez Cyklopa.
— Dobry wieczór — rzekł John Raffles z za biurka.
Na biurku tym, na specjalnej tacy leżały przyrządy, służące do włamań.
— Usiądźcie — dodał, częstując ich cygarami. — Planuję poważną wyprawę. Oczywista idzie o włamanie. Czy macie wszystkie potrzebne do tego instrumenty?
Jack zaśmiał się spoglądając pożądliwie na nowiutkie, lśniące przyrządy, które leżały na biurku.
— Podczas ostatniego włamania źle mi się powiodło — rzekł — Spłoszyli mnie i musiałem czymprędzej uciekać. Zostawiłem im wszystkie narzędzia, wszystkie wytrychy...
John Raffles wziął z biurka instrumenty i podzielił je między Jacka i Jimma.
— Przejdźmy teraz do samej sprawy — rzekł — Chodzi o włamanie do pałacu lorda Montgomerry... W podziemiu, którego okna są okratowane, w opancerzonej skrzyni przechowuje lord bezcenną biżuterię. Jutro lord wydaje wielkie przyjęcie. Najlepszym momentem do dokonania kradzieży będzie czas między jedenastą a pierwszą w nocy.
Przez parę chwil naradzał się cicho z obu przyjaciółmi, poczem pożegnał ich.
Pozbawimy cię, mój przyjacielu, części majątku, z którego robisz zły użytek — rzekł do siebie, gdy został sam w pokoju. — Pomożemy rodzinie Bassing odzyskać ich klejnoty...
Zegar wybił godzinę dwunastą. Za oknami szalała burza. Raffles wyjął z szuflady biurka arkusik papieru listowego, w którego rogu widniały w otoczeniu stybilizowanych narzędzi złodziejskich literki J.C.R. Umoczył pióro w kałamarzu z trupiej czaszki, napełnionym czerwonym atramentem. Gdy skończył pisać, nacisnął dzwonek. W tej samej chwili na progu ukazał się Cyklop.
— Zanieś szybko list ten do skrzynki — rozkazał krótko — i każ tym ludziom przyjść do mnie Musimy przerobić eksperyment z trawiącym metale płynem. Jack i Jimm zjawili się natychmiast i odrazu wzięli się do dzieła. Oparli o ścianę kwadrat z grubego metalu. Powlekli powierzchnię specjalnym płynem poczem zbliżyli płomień palnika. Z sykiem metal dał się ciąć przez całą swą długość.
— Czy mamy zabrać ze sobą metalowe tuby?
— Nie — odparł spokojnie Raffles — w piwnicy znajdziecie palenisko gazowe.
Gdy rozstali się ze sobą, do okien zaglądał szary świt.

Rapsodia Liszta

— Ach lordzie Hoensbrook — pod tym bowiem nazwiskiem Raffles został zaproszony na przyjęcie do lorda Montgomerry.
— Wiem, że jest pan zwolennikiem reform socjalnych. Nie wiem tylko dlaczego?
— Uważam je za konieczne — odparł krótko — Jest niesprawiedliwe, że niektórzy ludzie żyją w zby tku, podczas gdy inni umierają z głodu.
— Nie będziemy dyskutować na ten temat. Siadajmy do stołu. Wolę pasztet truflowy, ostrygi i szampana od wszelkich reform.
Zmieszali się z tłumem gości. Wszystkie salony były rzęsiście oświetlone. Służba przesuwała się cicho i sprawnie. Wyżsi oficerowie, bogaci właściciele ziemscy, artyści i uczeni zebrali się dnia tego u lorda Montgomerry.
Wybitna uroda lady Daisy przyciągała wszystkie spojrzenia. W zielonej mocno wydekoltowanej sukni, lady Montgomerry czyniła honory domu z