Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/118

Ta strona została przepisana.
110

Zewsząd mię zimne otoczyły głazy,
A chociaż nieme, własnemi obrazy
O przedwiekowych przewrotach świadczyły:
Tu skała sterczy nakształt obeliska,
Pomniejsze przy niej leżą wieńcem zblizka;
Tam odłam ciężkiej granitowej bryły
Cudem się jakimś zatrzymał nad drogą,
Mija go jeździec, drżąc wbrew woli trwogą;
Głaz dalszy ścianę prostopadłą tworzy,
Otworem ciemnym zionie zpod niej grota,
A jeszcze dalej — mchem porosłe wrota
I sfinks olbrzymi koło ich podnoży:
Nawał form różnych w dzikim nieporządku,
Sam mi mówiący o swoim początku.
Tu niegdyś ziemia jęczała w porodzie,
Z macierzyńskiego rozdartego kona
Ciskając głazów potężnych brzemiona
I skał dziś twardych lawowe powodzie.
W on czas jej głosom jęków wulkanicznych
Wtórował łoskot grotów błyskawicznych,
I biło morze o brzegi falami,
I — potargawszy więzy i kajdany —
Wył orkan, zgrzytał, szalał — rozhukany,
Popiół zaś z dymem osłonił chmurami